niedziela, 12 grudnia 2010

Zimowy spacer...

Dziś miałam się uczyć...
Jednak mnie wyciągnięto na Stary... (Moni tak dawno się nie widzieliśmy....)
W sumie jestem zadowolona ^^. Dręczą mnie co prawda wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiłam i lęk jak jutro sobie poradzę, ale...
No właśnie jest ale ;D
A mianowicie to, jak się powracało ze spotkania. Zadziwiające jak brak możliwości słuchania mp3 ("bateria" odmówiła posłuszeństwa) wpływa na ludzi.

Dziś urzekła mnie cisza.
Jako, że znów sypał śnieg i przymroziło troszku, to jakoś tak wszystkie samochody (nawet te na autostradzie), jechały jakby nigdzie się nie spiesząc. Nieliczni przechodnie, obatuleni szczelnie szalikami, czapkami i innymi rękawiczkami, uśmiechali się do siebie (czyżby "magia świąt"??), a Ci którzy nie wędrowali sami, przytulali się do siebie bacząc, aby się nie poślizgnąć.
Co jeszcze?
Wirujące płatki białego puchu, tańczące w świetle latarni nabierające kolorów,
skrzypiący dźwięk pod stopami,
absolutny brak chęci, aby mimo lekkiego zmarznięcia wrócić do domu...
Chęci na długi zimowy spacer, niewykluczający aniołów na śniegu, kulkowych bitew...
Niespotykany nastrój...
Szkoda, że nie było go z kim podzielić...