piątek, 27 sierpnia 2010

Ktoś i NIKT

Zastanawialiście się kiedyś jak często spotykacie: Ktosia?
Bo ja szczerze powiedziawszy go znajduję od czasu do czasu.
Choć zdecydowanie częściej nim  bywam!
Niech ktoś to zrobi..., znowu ktoś zepsuł...,ktoś się tym zajmie...
Oj tak. Takie proste retoryczne zdania wypowiadane przez bliskich, gdy w pobliżu jesteś tylko ty...
Takie drobne insynuacje...Ale wszystko jest dobrze.
Przynajmniej do momentu, gdy temu Ktosiowi to nie przeszkadza. Do momentu, gdy Ktoś nie zachce być KIMŚ więcej niż Ktosiem. KIMŚ kto ma imię, uczucia, własne pomysły idee i plany! KIMŚ, z którego zdaniem się liczą, KIMŚ  dla nich ważnym i niezastąpionym, KIMŚ jedynym w swoim rodzaju...
Potem niestety zaczynają się schody. Bo często Ci inni nie zauważają (bądź nie chcą zauważyć) tego, że ten Ktoś już chce zostać KIMŚ, wystarczająco szybko i ten Ktoś zaczyna myśleć, że już nawet nie jest Ktosiem tylko, że jest NIKIM. I wynika z tego niezła draka. Bo ten Ktoś zaczyna myśleć o sobie jedynie w ciemnych barwach, a faktycznie tak nie jest. 
Odmienną sytuacją jest ta gdy Ktoś twierdzi, że jest NIKIM a tak naprawdę jest KIMŚ. Bo wtedy z kolei Ci inni mniemają, że KIMŚ po prostu nie chce się z nimi zadawać, bo są za "mali", dlatego się nie narzucają, a z kolei Ktoś (który jest KIMŚ), sądząc że jest NIKIM nie zabiera głosu i koło się zamyka, tak że  to inni myślą o sobie w ciemnych barwach....

A ja chciałabym żeby wkoło mnie znajdowali się sami KIMSIE, a nie Ktosie...
No i oczywiście również zostać dla Kogoś KIMŚ!!

piątek, 6 sierpnia 2010

tęcza?

Tęcza? Gdzie się podziała?
Zniknęła gdzieś....
Może jej dawno już nie było...
Nie wiem.
Jak wielu innych rzeczy.


Chciałabym wiedzieć.
Przede wszystkim to kim jestem...
Czy ten Uśmiech, który gościł na mej twarzy
ostatnimi czasy przy zwykłej rozmowie przez GG, był widoczny?
Sądzę, że tak...Pytanie czy tylko na mojej...
Chciałabym wierzyć, że nie...
Jeśli nawet nie tylko na mojej to - co to nawet da?
Doskonale znam swoje miejsce...
Dlaczego się skończyło?

Odpowiedź ta sama co zwykle: jestem za bardzo ... i nie dość...
Mój paradoks...
Marzyć o czymś niezwykłym,
czuć że nigdy to się nie zdaży,
brnąć w coś co prędzej czy później,
zakończy się jednako:
nagłym milczeniem podobnym do muru
i  cichymi łzami gdy nie widzi nikt...

Gdy zaczynałam przygodę z publikacją niektórych przemyśleń tutaj
wierzyłam w tęczę, wierzyłam w Anioły...
Potem już sama nie wiedziałam...
Na chwilę znów uwierzyłam
a teraz?
Boję się,
Tak bardzo się boję
że powróci to,
co czułam przed tym
jak poznałam
mojego pierwszego Anioła...
bo go już nie ma...
a  raczej nie jestem w stanie
go rozpoznać...