wtorek, 24 listopada 2009

Gdy źle...

Jakie to dziwne.
Że nagle łzy smutku mogą przejść we łzy wzruszenia, a nawet tego osławionego śmiechu przez łzy...
To dzięki przyjaciołom, dobrym duszkom, znajomym- obojętnie jak ich nazwiesz- to nie jest ważne.
Ważne jest to, że dzięki zwykłej rozmowie (no dobra może i nie zwykłej, może i nie jednej)- ale tej jedynej w swoim rodzaju ciepłej i niezapomnianej świat nagle nabiera innych barw.
Że nagle słabość zmienia się w atut.
Różne są sposoby na osiągniecie tego celu:
Ktoś powie pokrótce: Weź nie pierdol! Bo Ci walnę!
ktoś inny przybliży Ci własne doświadczenia i po raz setny będzie Ciebie przekonywał, że to nie jest absolutnie Twoja wina...Żebyś pod  żadnym pozorem się nie zmieniała...
kolejny prześle Ci moc uścisków- zwykłych emotikonek- ale takich słodaśnych...pogada w typowym dla siebie stylu i nakaże: >to się posłuchaj którejś z nas<
ostatni skwituje >musisz mieć jaja, kobieto! działaj! to nie renesans<

Różne sposoby- tak jak  i różne osobowości. Efekt ten sam.
Rzuciliście wiązkę światła na moje łzy... i Stały się PRYZMATEM...
Dziękuję!

Ps. Wiem, że to tylko malutki wycinek rozmów- reszta niech zostanie miedzy nami. Wiem, że to rozumiecie. Nie umniejszam roli Żadnego z Was ;D
Macie rację nie jestem sama! :D

No to Hug!^^

piątek, 13 listopada 2009

Piątek 13-stego

Nigdy nie wierzyłam w takie "święto" jak piątek 13...
Twierdziłam, że to tylko wymówka dla czegoś co nam się nie udaje...
Dziś zmieniłam zdanie.
Bo w czym ja mogłam zawinić, że odleciał mi kołpak (thx dla M.za wyjaśnienie dyskretnej różnicy ;P- no co w końcu kobieta ze mnie!samochód ma 4 kółka i jeździ), że kolejny but się mi rozkleił(fakt do tego to ja mam szczęście pechowca), i śmieje się do mnie swą otwartą paszczą...
no, i że obsługując klienta jeden but narciarski chciał nauczyć się latać- Trochę mu to nie wyszło i wylądował na mnie...będę miała fajnego śiniaka. hmm jak go nazwać? Nordik? albo Salomon? eh, już nie pamiętam który to był...
A no i jak szłam do bankomatu to okazało się że jest nieczynny! ;P

Pełnia szczęścia...

Przynajmniej jest się z czego śmiać! Ta pani (A Jakżeby inaczej), która wysłała mi dziś sms miała rację:
jak się przekroczy pewną granicę wytrzymałości to zostaje tylko się śmiać!

I od dziś piątek 13 z tym właśnie będzie mi się kojarzył -> salwą śmiechu, do której trzeba dojrzeć...

Życzę wszystkim pechowcom Miłego dnia ;D!

czwartek, 12 listopada 2009

Bo małe jest piękne... ;P

....tylko trzeba chcieć to dostrzec. Zacząć umieć się cieszyć z drobiazgów...
Jak z tego, że pewnego popołudnia wpadł z wizytą do twojego pokoju Pan Motyl i kazał się dość długo przekonywać, że nie koniecznie jest to dla niego zdrowe miejsce do życia...
Że jak już odlatywał to "puścił" do Ciebie oko swoim delikatnym skrzydełkiem...
Z tego że w pracy jest wesoło, że kogoś ostatnio poznałaś i ...nie mogliście się rozdzielić...ot taka nić porozumienia.
Z tego, że będąc w  uczelnianej bibliotece (no co? trza skądś brać książki na licencjacką) patrzysz pani się męczy, podajesz jej książkę żeby kod miała blisko a ona na to: Ooo pierwszy raz mi się zdarza,żeby studentka mi pomagała, widać studenci jednak jak chcą to potrafią. ;P >>taa albo wiedzą co to znaczy "kasować" przez te min 8 h
Nawet radość można czerpać z tego, że będąc wczoraj na pokazie sztucznych ogni, zwróciłaś po raz pierwszy uwagę nie na to jak wyglądają, ale zauroczył Cię huk...- może to tylko dlatego, że nie miałaś humoru- ale mimo wszystko było to piękne...no i przede wszystkim inne (to znaczy niezwykłe??^^)


Ps. wszystko przydażyło się autorce więc wie o czym pisze ;P na prawdę jest to prawda :P

środa, 16 września 2009

Litery uciekły z księgarni...Part 1

Nadeszła wiekopomna chwila, otwarcia nowego cyklu zatytułowanego
-Litery Uciekły z Księgarni-

Zamieszczone tutaj będą nieraz to dłuższe, nieraz krótsze cytaty lub ciekawe „porady, instrukcje” z książek, które z jakiegoś powodu mi się spodobały.

Na pierwszy ogień idzie Brudna Robota Ch. Moore.Opowieść o typowym samcu beta, który zaraz po tym jak stracił żonę, a zyskał córkę- stał się Handlarzem Śmierci.
Jest to powieść pełna czarnego humoru. Oto najlepsze wg mnie kawałki Mięska:P
Ps. zielony kolorek pochodzi ode mnie

***
(Charlie do żony tuż po urodzeniu córki)
- Zachowują się, jakby wszystko było w porządku. Że niby dzieciak ma dziesięć palców u rąk, dziesięć u nóg i wszystko będzie dobrze. A jeśli są jakieś dodatkowe? No? Nadprogramowe palce? A jeśli ma ogon? (Charlie był pewien, że na ultrasonogramie z szóstego miesiąca ciąży dostrzegł ogon. Pępowina, akurat! Zachował sobie wydruk).
- Nie ma ogona, panie Asher- zapewniła położna.-A palców jest dziesięć plus dziesięć, sprawdziliśmy.
(po kolejnym wymyślaniu Charliego)
Położna westchnęła.(...)Mogła sobie na to pozwolić. Była położną od dwudziestu lat i nigdy nawet nie podniosła głosu na świeżo upieczonego ojca.
-Nie ma żadnego cholernego ogona, durniu! Patrz!- Zsunęła kocyk i wycelowała w Charliego pupę Sophie, jakby mała mogła puścić serię śmiercionośnych kupek, jakiej prostoduszny samiec beta nigdy nie widział.
Charlie odskoczył- a potem zrozumiawszy, że dziecko nie jest nabite, wygładził klapy tweedowej marynarki w geście świętego oburzenia.

***
(Charlie rozmawia z siostrą Jane po pogrzebie żony)
-Widziałaś coś świecącego?
Jane rzuciła poduszki na podłogę
-Co?
- Świecące na czerwono. Widziałaś ,żeby coś w sklepie świeciło, tak pulsowało na czerwono?
-Nie. A ty?
-Właściwie tak.
-Daj mi je.
-Co?
-Leki. Dawaj. Najwyraźniej są dużo lepsze niż mi się wydawało.
-Ale mówiłaś, że to tylko proszki przeciwlękowe.
-Dawaj je. Zajmę się twoim dzieckiem, kiedy będziesz na tej szywie.
-Nie możesz opiekować się moją córką, będąc na prochach.
-Dobra. Podaj mi tę kruszynę i idź siedzieć.
Charlie przekazał niemowlę Jane.
-Musisz też pilnować mamy, żeby nie przeszkadzała.
-O nie nie bez prochów.
-Są w szafce z lekami w dużej łazience. Dolna półka.

***
teraz zostały mu tylko szynka, ciemny żytni chleb i mleko Enfamil dla niemowląt- wszystko niejadalne bez musztardy. Kupił plastikową butelkę żółtej musztardy i,mając ją w kieszeni poczuł się bezpieczniej.

***
Kilka minut wcześniej Lily pogrążyła się w myślach. Nie było to jej zwykłe zamyślenie, stanowiące reakcję na świat, w którym wszyscy byli głupi, a życie nie miało sensu, zwłaszcza jeśli twoja matka zapomniała kupić kawę.

***
(Charlie dowiaduje się kim jest od innego Handlarza Śmierci- wysokiego i dość masywnego)
Ogarniała go panika i próbował zadać wszystkie możliwe pytania zanim zostanie uwolniony.- Co to za liczby za nazwiskami? Nazwiska pojawiają się ot tak, po prostu? Jak długo mam to robić zanim przejdę na emeryturę? Dlaczego ubierasz się w miętową zieleń? (…)
-Chodzi o imię.
-Słucham?- Charlie przestał przywiązywać się do krzesła.
-Ubieram się w miętową zieleń z powodu mojego imienia. Minty.
-Charlie zupełnie zapomniał o swoich zmartwieniach.
-Minty? Nazywasz się Minty Fresh? Miętowa Świeżość?
Wydawało się, że próbuje stłumić kichnięcie, ale potem parsknął głośnym śmiechem. A potem się uchylił.

***
( Charlie w pralni zaraz po oddaniu garnituru)
-Jest jeszcze coś. Wiem, że minęło sporo czasu, od kiedy tego potrzebowałem...ale zastanawiam się, czy ma pan jeszcze swoją drugą firmę?
Pan Hu przymknął oko i patrzył na Charliego przez pełną minutę, zanim odpowiedział. W końcu rzekł:
-Chodź-I zniknął za kotarą, zostawiając za sobą obłok papierosowego dymu.
Charlie poszedł za nim, przez hałaśliwe, spowite parą piekło płynów do prania, maglownic i uwijających się pracowników, do małego, obitego sklejką gabinetu. Hu zamknął drzwi na klucz i załatwili sprawę- coś, czego nie robili od ponad dwudziestu lat.

(Ps.chodziło o fajerwerki)

***
(Charlie o swojej lesbijskiej siostrze)
Zdaniem Charliego wyglądała jak zwykle, niczym skrzyżowanie robota- zabójcy z postacią z książki Seussa. Gdy jednak próbował zapomnieć o tym, że jest jego siostrą, i lesbijką, i jeszcze jego siostrą, ostatecznie był w stanie przyznać, że jej włosy, usta i sam wzrost ktoś mógłby uznać za atrakcyjne. Zwłaszcza ktoś taki jak Vern (kolejny samiec beta), który potrzebowałby sprzętu wspinaczkowego i maski tlenowej, by wejść na kobietę o rozmiarach Jane.


To na tyle cytatów. Jeszcze szczypta porad życiowych i faktów:

***
Jeśli w San Francisco ma cię przejechać autobus, najlepiej postawić na linię czterdzieści jeden (wg mnie lepsza byłaby linia czterdzieści i cztery :P ), bo można wtedy liczyć na ładny widok na most.
***
Brązowa musztarda to kulinarny odpowiednik skoków ze spadochronem- dobre dla kierowców ciężarówek i seryjnych zabójców.
***
Tak to pomysłowy samiec beta odkrył ogień. Oczywiście, samiec alfa niemal natychmiast mu go odebrał. (Odkrycie ognia nie przypadło w udziale samcom alfa, ci bowiem nie rozumieli, że nie należy chwytać za gorący, pomarańczowy koniec kija. Można im za to przypisać odkrycie oparzeń trzeciego stopnia).

środa, 5 sierpnia 2009

Biegnij, biegnij po swoje trofeum...

Nie wiem czemu, ale zawsze bieganie kojarzyło mi się zamiennie-
- albo z dążeniem do swego za wszelką cenę, po trupach- po prostu z wyścigiem szczurów- w którym nigdy nie chciałam brać udziału,
- albo z ucieczką od wszystkiego: problemów, zmartwień, świata w ogóle- tak jakbyś się bał cokolwiek zmienić, mimo że Ci źle - boisz się podjąć ryzyko w obawie, że może być gorzej - i w konsekwencji pogrążasz się w marazmie i niewygodnej sytuacji...

Dwie skrajności i żadna nie jest dobrym wyjściem.

Nagle od tygodnia (kumpel namówił mnie na bieganie) znalazłam inne
TROFEUM- prawdziwy złoty środek.
Prawda jest taka, że te dwa (ww.)czynniki są idealnie wyważone.

Gdy zaczynasz bieg- masz wszystko gdzieś, uciekasz- liczy się tylko to gdzie postawić następny krok
Potem biegniesz, biegniesz coraz szybciej i szybciej- to w głowie kotłują się pomysły jak z takiej czy innej opresji wyjść- emocje Cię rozpierają- a mimo to najważniejsze się wydaje to jak nie wypaść z ustalonego rytmu
a gdy już nie masz tchu i jesteś zmuszony zwolnić- odkrywasz, że możesz jeszcze choć mały kawałek, choć wolno- przemierzyć- już z uczuciem lekkości.

Twoje TROFEUM?- zapewne już znalazłeś rozwiązanie- a jeśli nie- to albo wiesz gdzie go szukać albo przynajmniej zdałeś sobie właśnie sprawę że potrafisz "biec dalej niż możesz"(jakby powiedział poeta) zdziałać więcej niż myślałeś.

A może to tylko endorfiny?
nie wiem
Ważne że się sprawdza ;P

czwartek, 9 lipca 2009

Koncertowo...

Dzisiaj miałam ostatni wpis do indeksu.Całkowicie pożegnałam się z wirusem sesji..:P
Koncertowo (tj bez żadnej poprawki)ukończyłam drugi roczek studiów. Z tego powodu postanowiłam zamieścić spostrzeżenie, które nawiedziło mnie chwilkę przed sesją(bo podczas samej nie miałam czasu)

Czy myśleliście kiedyś po co tak właściwie chodzi się na koncerty?

Odpowiecie mi może: posłuchać muzyki(takiej nie idealnej), popatrzeć na wykonawców, zrobić młyn itd, po prostu dobrze się bawić.

Otóż, nie jest to takie oczywiste jakby wydawać się mogło.

Taka rzeczywista sytuacja. Trwa koncert dość znanego zespołu...Rozglądam się po towarzystwie, bo nieraz fajnie jest na takiej imprezie popatrzeć na zachowanie tłumu.
Z jednej strony tuż pod sceną grupka osób...cały czas stoją jakby kij połknęli- i nie byli to bynajmniej ochroniarze ;D
Obok mnie tkz. fanka rozpoznaje piosenkę-hit, dopiero gdy wokalista "wyrzuci" pierwsze słowa i mówi: >>Boże jak ja tą piosenkę uwielbiam!<<- nie to, że ja nie będąc fanką zespołu rozpoznaję ją po "pierwszej nutce".
Dalej, gdy zaczynam się wkręcać- trochę skakać ludzie z mojej prawej ręki, patrzą na mnie jak na jakiegoś debila. To spojrzenie, które mi rzucili, gdy przypadkowo ich potrąciłam (no trudno zdarza się czasem) mówiło: >>My tutaj słuchamy- proszę nie przeszkadzać<< Wyglądali na zdziwionych, że można tak "wariować" w 5 rzędzie od sceny. Nie no przecież to zupełnie nie do przewidzenia, biorąc pod uwagę, że nie był to koncert chóru czy czegoś w tym rodzaju.
Co jeszcze?? Jest już noc. 3 dziewczyny próbują usilnie (przez 10 min)zrobić sobie zdjęcie na tle sceny, gdzie jeszcze grają artyści- bez lampy! A gdy już doszły do przyczyny błędu- rozochocone szukają odpowiedniego miejsca na następny kadr- nie to, że innym może przeszkadzać ich wałęsanie się i ciągłe obracanie wokół własnej osi...

Jak widzicie niektórzy wybierają się na koncerty tylko po to, żeby móc komuś zepsuć zabawę...
Brak słów po prostu.

Błagam! Jak nie lubicie skakać, klaskać i szaleć to zostańcie w domu-żeby móc rozkoszować się idealnie czystą muzyką słuchanej z płyty.

wtorek, 7 lipca 2009

Keine Lust...

Długo mnie nie było...Sesja, zakuwanie a nad wyrost poszukiwanie "cukru" trochę daje w kość...
Chciałoby się zakończyć poszukiwania, żeby nie mieć rozczarowań...i pozostać w miejscu ucząc się znosić dzień codzienny- tak po prosu trochę powegetować...ale czy na pewno? czy na pewno nic nie robić?na nic nie mieć ochoty?

Rammstein napisał piosenkę o takim tytule. Według mnie słowa zasługują na dużą uwagę.

To ciągłe pojawianie się wyrażenia : Ich hab' keine Lust, podawanie zdań nawzajem się wykluczających, bo jak np można nie chcieć schodzić ze śniegu i jednocześnie nie chcieć zamarznąć?

Majstersztykiem są jedne z ostatnich wersów, które mówią co się z człowiekiem dzieje, gdy nic nie robi...:

Ich bleibe einfach liegen
Und wieder zähle ich die Fliegen
Lustlos fasse ich mich an
Und Merke bald ich bin schon lange Kalt

So Kalt, mir ist Kalt! So Kalt!

Żałuję, że polskie tłumaczenie nie oddaje tego nastroju beznadziei...
By go choć trochę oddać (dla tych nie niemieckojęzycznych) zamieszczam niedosłowne (wg mnie lepsze) tłumaczenie:

Pozostaje mi po prostu leżeć
znowu liczyć muchy
beznamiętnie się dotykać
i wkrótce poczuć, że od dawna jestem zimny

Tak zimny, jest mi zimno tak zimno!

Mi się nasuwa tylko jedno- tzn, że ten ktoś jest trupem.

A przecież nie chcę tak...więc pozostaje mi nadal szukać ;P i każdemu tego życzę

piątek, 5 czerwca 2009

Dzieckiem być...

Niedawno był Dzień Dziecka.Nie miałam okazji prędzej pisać, ale chcę się czymś podzielić.
Wiecie, że zawsze chcę być dzieckiem? A raczej takie jak ono. Wiele o tym prędzej mówiono, że dzieci są czyste, niewinne, ufne, radosne, zawsze pełne nadziei itd. I, że dlatego są takie szczególne...To wszystko prawda. -Ale ja nie chcę o tym pisać,bo nie lubię dublować.A jest w nich jeszcze coś- co według mnie zasługuje na uwagę(a dotąd się nie spotkałam z żadnymi takimi spostrzeżeniami).

A mianowicie- Bycie dzieckiem- to nieznanie skutków wieży BABEL.

Czy nie zauważyliście (będąc np. na wyjeździe za granicą), że dzieci różnych narodowości świetnie się dogadują??

One mówią po prostu uniwersalnym językiem gestów i uśmiechu.

Będąc na nartach w Czechach widziałam może 3-latka. Ślizgał się na "jabłuszku"(był to wnuk sąsiada mojego gospodarza czyt. był Czechem).
Chwilę mu się przyglądałam. Gdy to spostrzegł, zaczął gaworzyć i tak wszystko pokazywać, że wiedziałam już- co tu właściwie robi, po co to robi i co czuje...
Potem zaczął się bawić z innym maluchem z Polski- dogadywali się świetnie...
a Rodzice tylko spoglądali po sobie i patrzeli czy coś się nie stanie ich pociechom - nie zamieniając słowa...

Gdy schodziłam ze stoku "mój maluch" pożegnał mnie i zaczął machać na pożegnanie.

Dlaczego chcę być jak dziecko?- spytacie mnie może- przecież wiadomo, że ani tak muszę znać języki obce (zabawa to co innego niż praca)...

- chcę być dzieckiem- bo one, gdy się razem bawią, nie znając bariery języka- nie oceniają innych tylko dlatego, że mówią troszkę inaczej...
- chcę być dzieckiem- bo one nie boją się nigdy podejść i zacząć dobrą zabawę z innym dzieckiem mimo dzielących je różnic...

To dlatego wspomniana wyżej wieża ich nie przerasta.;D

Co myślicie?

piątek, 29 maja 2009

Kwaśno...

To się zdarza... tym razem trafiło na mnie... cóż mam począć, gdy już otworzyłam oto taki podarunek od życia??




przypomnę sobie ,że:

Always remember
when life hands you
a lemon
always ask
for sugar!!




Idę go poszukać :P

wtorek, 26 maja 2009

Pasja

W zeszły piątek miałam zaliczenie z przedmiotu Autoprezentacja. Moim zadaniem było opisanie moich celów życiowych: krótko- i długoterminowych, bądź swojej pasji/ hobby, ale w taki sposób, aby zachęcić pracodawcę do zatrudnienia mnie. Wybrałam drugą możliwość. Prowadząca podczas zajęć zawsze podkreślała, że przedstawiając taką materię musimy być pełni energii, żeby było widać, że jest to dla nas ważne, że tym żyjemy, że dlatego świat ma sens itd.

Oczywiście opowiadałam o wędrówkach górskich. Jeśli widzieliście mnie opowiadającą o górach lub tym bardziej byliście moimi kompanami w wędrówce to wiecie, jak to mogło wyglądać :P
Mogliśmy użyć również Power Point w ramach wizualizacji.Skorzystałam z okazji pochwalenia się autorskimi zdjęciami^^. Był nawet spontaniczny żarcik (kiedy wyświetlałam wysokie, żmudne podejście): Daleko jeszcze??

generalnie dobrze mi poszło.Ludziom z tego co wiem też się podobało...
ale UWAGA, UWAGA!!- co usłyszałam od pani prowadzącej?
>> Wiesz było trochę za dużo energii...

nie no po prostu za dużo PASJI w PASJI chyba..

Bo zaraz walnę...ten szkopuł był przyczyną zaniżenia oceny..

Eh, ale nie po to piszę, żeby narzekać!

Wolę mieć za dużo PASJI- niż nie mieć jej wcale,
być odbieraną za osobę szaloną - niż nijaką,
być sobą, okazywać emocje - niż je chować i pozostawiać złudne pozory!


Ps1.Jeśli nie macie takiej PASJI to błagam- znajdźcie ją! Uczucie szaleńca pochłoniętego we własnej pasji jest po prostu niezwykłe!
PS2. Jeśli macie taką PASJĘ nie bójcie się jej okazywać! Nie podcinajcie sobie samym skrzydeł!

piątek, 15 maja 2009

uśmiech przed SESJĄ :) czyli student potrafi

hmm, zbliża się dla wszystkich studentów ten szczególny czas zarwanych nocy, niewyspania, nerwów i ogólnego spadku poczucia własnej wartości i wewnętrznego luzu. Lecz aby było nam bardziej miło, żeby zbytnio nie narzekać i iść z uśmiechem przez wszelkiego rodzaju zaliczenia zamieszczam chwilę na ciekawe spostrzeżenie tam między jedną godziną zakuwania a drugą...

czwartek, 7 maja 2009

POmyłka

Rozumiem, że człowiek to omylna istota, że każdemu to może się zdarzyć itd...
Ale myślę, że pewne rzeczy przekraczają tą subtelną linię dobrego smaku...
Jak wypowiedź Jarosława na wiecu w Piszu...
Pomylić własną partię?? nic dziwnego, że na zachodzie się z nas śmieją...
Ale możemy pogratulować Platformie świetnego materiału na spoty...
co powiecie na taki:

kupno nowej plazmy : (od) 2500 zł
opłacenie abonamentu radiowo-telewizyjnego z rok z góry: 179,50 zł
wydatki związane z wstawieniem nowego telewizora: 500 zł

zobaczenie mylącego się Jarka: bezcenne

są rzeczy, których kupić nie można
za resztę zapłacisz kartą MasterCard ^^

środa, 15 kwietnia 2009

Przepis na.....osobowość

Czy zastanawialiście się kiedyś, co tak naprawdę oferują nam opisy znaków zodiaku czy księgi imion??
Według mnie chcą one dać nam przepis, na to jakie ma być nasze dziecko. Zachowują się mniej więcej tak: dodaj kawałek tego, szczyptę tamtego i litr owego....a będzie "si".

Dla całkowitego śmiechu poszukałam kilka takich "wskazówek" na mój temat.
To czego się dowiedziałam było dla mnie niekiedy niewyobrażalnym zaskoczeniem.

tja... zodiakalny Skorpion: Więc niby jestem osobą bardzo skrytą i posiadającą niezwykłą cierpliwość wręcz stalowe nerwy...mhm ponadto moim żywiołem jest woda...(to przecież widać jak na dłoni po moich szalonych pomysłach...)mówiłam już, że nie potrafię okazywać uczuć i jestem zaborcza??

no biorąc jeszcze pod uwagę, że jestem Smokiem to życie ze mną staje się upiorne: niby atakuję, jestem pamiętliwa i do tego wciąż niezadowolona. Jeszcze dodać,że sprawy sercowe są mi praktycznie obojętne, a zarazem lubię wykorzystywać i porzucać.

Oczywiście posiadam pozytywne cechy jak: wytrwałość czy chęć poznania prawdy o ludzkiej naturze, a Smok we mnie nie pozwala mi wydawać pieniędzy na niepotrzebne rzeczy (jak niby to moje imię mówi)

co jeszcze można powiedzieć o Pani Smok?? nie jest stworzona do prac gdzie może sobie połamać paznokcie a jej ulubiony czas to pomiędzy 7-9(taa chyba że na przewrócenie się na drugi bok)...no nie To cała ja...(śmiech do łez)

ale uwaga uwaga całe moje zdystansowanie do ludzi i otoczenia niweluje przepiękne imię: Monika, która lubi towarzystwo i potrzebuje silnego partnera (to już nie jest samowystarczalny Skorpion)

Pewnie dzięki temu oraz mojej dacie urodzenia (mam na myśli tutaj dzień) cechuję się dobrocią, oddaniem i chęcią przychylenia nieba innym...

Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że pochodzę z drugiej dekady znaku Skorpiona, która niweluje "złe" cechy oraz wzmacnia oryginalność i niekonwencjonalność

Niestety, według każdej reguły jestem nieobliczalna, bo na wszelki ataki mogę zareagować w sposób, który może zbić z tropu.(połączenie Skorpiona, Smoka I Moniki) Więc lepiej nie zachodzić mi chyba za skórę...(no to akurat może się zgadza)

Jak widzicie manipulując datą urodzenia oraz imieniem można wzmacniać porządane cechy a te niepoporządane niwelować. Czyli na moim przykładzie zamknięcie Skorpiona otworzyć imieniem, a nieoszczędność imienia zniwelować znakiem chińskim.

tylko jest niestety w tym wszystkim mały szkopuł....nawet jeśli przeczytacie, przeanalizujecie i zrealizujecie to wszystko- to nie znaczy, że wasze dziecko akurat wybierze z gamy cech jakie daje każda możliwość te cechy co wy... :P

drugie co to hmm: natura rządzi się własnymi prawami, a nie szablonami...
wątpię żeby ktokolwiek zapanował nad wszystkim: rokiem urodzenia, miesiącem, dekadą miesiąca oraz dniem....
no dobra dniem i imieniem to może tak ale resztą??

podsumuwując: manipulując tym wszystkim można prawie stworzyć idealną osobowość dla naszego dziecka!
tylko że prawie robi wielką różnicę...
lepiej tego nie próbujcie

środa, 1 kwietnia 2009

Coś na Prima Aprilis :D

Witam! Dziś zamieszczam treść pewnej rozmowy na GG, w której udało mi się nieźle nabrać znajomego! jest ona trochę długa ale myślę, że warta uwagi! miłego się śmiania!

Ps.moje kwestie są czerwone

kim jest Biff? :)

a co?

ja?

o ile wiem to inaczej masz na imię...ksyfki takiej też nie posiadasz...

a ten Biff ma dziewczynę? :P

nie możesz wprost zapytać??

no pytam :D

bo coś mi się wydaje że tak do końca ci nie chodzi o Biffa

a o kogóż, jeśli nie o Biffa?

a co chcesz z nim chodzić??

a może ;P no to ma czy nie? ;)

zmartwię cię ale Biff jest hetero...

jeszcze ... ;> ale czy ma dziewczynę? :P

co Cię on tak interesuje?? przecież go w ogóle nie znasz...

fajne imię ma :P

może nie być w Twoim typie...

może... ;P ale czy ma dziewczynę? ;>

wiesz Biff nie będzie miał nic przeciwko jeśli takie imię nadasz swojemu synowi...więc nie musisz z nim być, żeby móc do kogoś się zwracać tym imieniem

a czy ja mówię, że chcę z nim być? ;>mam tylko jedno pytanie ;)czy ma dziewczynę? ;>

no dobrze powiem,Biff ma dziewczynę ;D coś się stało??

podłamałem się...

dlaczego??

Biff jest zajęty ;(

a jednak ..

takie ładne imię :P

..chcesz się z nim spotykać!

nie... teraz to już.... i tak... za późno.... ;(a ten Biff to w twoim wieku? ;P

wiesz zmartwię cię ale nie wiem dokładnie..

to jakaś odmiana Snickersa? ;P

nie...

żywy człek powiadasz ;>

tak żywy

a przystojny? ;)

na pewno zabawny :P bo trudno powiedzieć czy przystojny...nie widziałam go na live

fotka.pl te klimaty? ;> nic a nic? ;>

nic z kompem..

no to listy ;) cokolwiek :P

listy nie ale już bliżej forma pisana

smsy.... ależ oryginalne....

nie..

zapiski na drzewie? ;/

można tak powiedzieć...ale co tak wypytujesz??

o kurcze ;D bom ciekaw ogromnie :P

skąd to wszystko mam wiedzieć??

bo go znasz, no nie? ;P

no troszkę...

a skąd? ;P

co mnie tak pod włos bierzesz?? od kiedy zwykły znajomy jest taki ważny??

od czasu gdy ma na imię Biff i gości w Twoich opisach ;>

opisów nie można robić??

a niiii :P czy ja coś mowię? ;) sugeruję? ja tylko...

pytam :P

Biff ma po prostu ciekawe życie

opowiedz mi o nim ;>

oj nie starczyłoby nocy

chociaż wątek krótki ;>

poznał wiele zakątków Europy i Azji...ciekawych ludzi różnorodne nurty myślenia...a przy tym wszystkim pozostał wierny sobie i przyjaciołom no sam o sobie mówi również, że jest mistrzem kung- fu

massacre ;)ile ten gostek ma lat? tak około

zanim Ci odpowiem

tak??

powiedz mi czy mam dobre wrażenie, że pytasz mnie o Biffa, aby się dowiedzieć czy tworzę z nim parę??

wiesz, fajnie by było :P

no fajnie by było. niestety nie jesteśmy razem :(

zajęty. wyrwał jakąś Azjatkę i przetransportował w chłodni przez granicę :)

z europejką jest

jakie to.. schematyczne ;/

zresztą znają się od dziecka, można powiedzieć że prawie z piaskownicy, potem on wyjechał

ile gostek ma lat? ;>

no dobrze w końcu powiem... tylko nie bij..kumpela która troszkę lepiej go zna mówi, że może mieć koło...20

holy shit...jak mu się udało wyjechać?

08 no jakoś. A teraz złóż te dwie liczby

aaaale czad...

nie dziwi Cię to??

czy dziwi? miał gostek łeb i plan na życie. trochę szczęścia+ dużo kasy

kasy nie miał...a złożyłeś te dwie liczby??

no w tym roku

yyy pytałeś się ile ma lat..

no druga jako uzupełnienie pierwszej nic już nie łapię ;)

dobra...ja też już nie mam siły...mam nadzieję że mnie za to nie znienawidzisz...

zobaczymy czy Twój przekręt trzyma się kupy ;>

trzyma się o to się nie bój

no więc? ;P

pamiętasz może taką naszą rozmowę o książkach??

ooooo shit :P


środa, 25 marca 2009

Przyjaciele czynią świat niezwykłym


Dzisiaj długo zastanawiałam się nad tym o czym pisać, jak zacząć...,bo w mojej głowie "siedziało" już kilka przemyśleń- na co się zdecydować??
Zabawne odpowiedź znalazła się w najmniej spodziewanym momencie, a mianowicie podczas oglądania prezentacji, którą dostałam od ciotki. Pewnie nie raz będzie ona dla mnie natchnieniem...

"Dobrzy przyjaciele są podobni do gwiazd, nie zawsze je widzisz –
ale wiesz, że one istnieją."

Czy zdarza Wam się czasem być tak całkiem nieoczekiwanie, nagle radosnym, czy też smutnym mimo, że sekundę temu nic na to nie wskazywało?
Jeśli tak, to zadzwońcie wtedy do przyjaciela- to co odkryjecie jest zdumiewające.
Mi już nie raz się zdarzyło, że oto właśnie w tym momencie mojego przyjaciela coś rozbawiło lub zasmuciło.
Jak dla mnie jest to spowodowane braterstwem dusz...Arystoteles powiedział, że przyjaciele to jedna dusza w dwóch ciałach. Cóż nie do końca się z tym zgadzam...

Nie ograniczajmy się do minimum!

To nie znaczy, że każdy z nas może mieć tylko jednego przyjaciela "od serca" (ale bez przesady liczy się jakość a nie ilość ;P).

Jedna dusza to dlatego, w chwilach dla nas trudnych, niespodziewanie czujemy jakąś wewnętrzną moc- Moc która pochodzi od przyjaciela. Według mnie świetnie opisuje to myślowa wieź Eragona i Saphiry... i to, że nawzajem dają sobie siłę, mimo dzielącej ich odległości!
Piękne to prawda??

Ach, Mój mały...

wtorek, 24 marca 2009

Radosnypryzmat...



radosnypryzmat-...bo czysty promień światła mieści całą tęczę


dlaczego akurat tak?

bo jego przesłaniem, tak jak zadaniem każdego pryzmatu (niby tylko kawałek szkła, a jaki efekt :P) ma być znajdowanie w codziennym - niby tak szarym i zwyczajnym życiu czegoś co sprawia, że nabiera barw jak wiązka światła, która w rzeczywistości składa się z wielu kolorów.

Znajdowanie tych kolorów- Oto mój cel. Nie wiem co z tego wyniknie, bo ani nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ani też nie mam specjalnego daru pięknego pisania, ale może właśnie to jest niezwykłe (a o to tutaj chodzi: znajdować niepowtarzalne). Będę się starała w miarę często coś zamieszczać, no ale zobaczymy jak to wyjdzie w "praniu"