czwartek, 6 grudnia 2012

Hej ludzie idą święta...

Dziś Mikołajki...
Dzień małych drobiazgów,
Niespodzianek,
Ciepłych słów,
Wzajemnej życzliwości i
Uśmiechów na twarzach...
I Tak powinno być- bo przecie
święta się "powoli" zbliżają
A wraz z nimi ta szczególna atmosfera...


I niby mój dzień taki był,
bo odebrałam dyplom,
niespodziewanie dostałam słodkości,
ktoś mi powiedział, że ładnie wyglądam...
ktoś inny życzył mi udanego dnia...
No i nawet aura zimowa trochę była...
Bo mróz za oknem jak się wstawało,
mały śnieg jak się wędrowało....

Jedno zdarzenie mnie jednak zasmuciło...
Otóż chciałam komuś zrobić niespodziankę
i zostawiłam małe słodkości w pewnym miejscu...
Tak żeby mógł je znienacka zauważyć....
Cieszyłam się, że będę mogła sprawić radość- bo przecież to na tym polega...
Aby jednak niespodzianka mogła "zadziałać"- musiałam ją na chwilę zostawić bez opieki...
I w tym cały szkopuł...
Bo nie doczekała adresata...
Bowiem jakiś chochlik- złośnik sobie ją przywłaszczył...:(
Doprawdy- świat zeszedł na psy...
Do czego to doszło- aby połakomić się na coś co w sensie fiskalnym nie jest nawet warte  nawet kilkunastu złotych,
aby zepsuć przynajmniej dwóm osobom (bo i obdarowującej i Obdarowywanej) magię dnia???
Człowieku to naprawdę żenujące...
Zastanów się nad sobą...

Ps. Chyba muszę wyjść z założenia że to normalny dzień i niczego dobrego się po nim jednak nie spodziewać. W zeszłym roku też miałam złudne nadzieje, które zakończyły się fiaskiem :(

czwartek, 8 listopada 2012

...i nie mogę się nadziwić, że ja...



<podkład muzyczny>

Kolejny roczek za pasem...

Oj tym jak wiele zmieniło się u mnie przez ten rok....
To pisać by można bez końca...
Ale najważniejsze jest to, że...
Dzięki pewnym zbiegom okoliczności...
Spełniło się jedno moje marzenie...
To kardynalne...
I stało się ono przyczyną tych wszystkich innych-
dalszych pozytywnych zmian w moim życiu...

I zapewne z tego powodu
nie mogę nie podzielić się z Wami tą piosenką...
I mimo, iż nie mówi ona w całości o aktualnym czasie,
wszak do Gwiazdorów jeszcze trochę...
Wiem, iż
Za sprawą kilku skreślonych słów przez Kogoś...
Dotarło do mnie
po raz kolejny...,

że dzieje się już...

Nie muszę już szukać...
Nie muszę się bać... 

...bo doczekałam tego dnia...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Uśmiech...

"Uśmiech  jest jak słońce,
które spędza chłód 
z ludzkiej twarzy"
(Victor Hugo)

Ten oto cytat umieściły mi pewne Panie w książce- podarku jakieś ponad 5 lat temu...
Potem dowiedziałam się, iż jestem ich najmilszą, zawsze uśmiechniętą absolwentką...
Niedawno nawet je odwiedziłam (tą moją małą Alma Mater- w dniu obrony na Alma Mater ;P)- potwierdziły owy sąd...

Podczas pięciu ostatnich lat studiowania oraz pracy na niejednym stanowisku i to w niejednej firmie,
na mojej drodze pojawiły się osoby, które niekiedy mówiły coś podobnego- a przynajmniej tak mi się zdaje...Bo niestety nie mam już z nimi takiego kontaktu jak kiedyś (hehe niekiedy różne części Polski nas już dzielą;p) A i sprawdzić nie sposób nawet- bo mimo, iż część z nich padła na "kartach" komunikatora internetowego, zwanego gg to stary numer już niedostępny...

Ale bardzo bym chciała aby te słowa, które zdaje mi się padły pod moim adresem były prawdziwe...Mówię tu między innymi o takich porównaniach jak:
- Masz wielkie serducho kobieto!
- Nie wiem co w Tobie tkwi- ale masz dar przekonania do siebie, otworzyłaś mnie i mogłam się wygadać...
- Zakręcona. Gadatliwa. Wesoła i Pomocna- Oto cała Ty
- Wiem że chcesz pomóc, ale teraz jest pora żebyś zadbała o siebie. Nie możesz myśleć wciąż o innych.
- Jesteś takim dobrym duszkiem- to widać;P
No i na koniec coś czego akurat jestem pewna, że padło:
- Ten pyszczek Dory już zawsze mi się będzie z Tobą kojarzył- jesteś Niebieską Rybką ;)

Dlaczego chcę, aby te słowa były prawdziwe?
Patrz cytat ;P
A po drugie: Miałam dziś ciężki dzień...
Chciałam się w choć jednej dziedzinie dowartościować ;P....
Bo widzicie (a jeżeli mnie dobrze znacie to wiecie)-
czerpię radość z tego, że mogę być dla kogoś pomocna...

...Bo jeden Twój uśmiech może rozjaśnić mój smutek bądź niewiarę we własne możliwości...*

* Twój- tutaj Ktokolwiek Kto Stanął na mej drodze

czwartek, 25 października 2012

Nic dwa razy...

Nic dwa razy, się nie zdarza
i nie zdarzy...
- pisała znana poetka

Dziś nie do końca się z nią zgodzę ;P
Może i tam była inna Trójca,
inna sala,
inny kierunek i
inni ludzie...
Może i w dowodzie osobistym
o dwa latka jest więcej...

Lecz nota bene sytuacja jakby podobna...
Stres ten sam.
Pomyłki te same- a jakże!;P
Znów wylosowałam pytanie z dwoma zagadnieniami...
i znów pomyliłam je nawzajem (tak wciąż to potrafię ;P)
Choć teraz sama się poprawiłam ;D (może jeśli jednak bym się broniła po raz trzeci- choć póki co nie planuję- to się już nie pomylę?)
Znów Przewodniczący się do mnie uśmiechał gdy odpowiadałam...
No i oceny te same!! ^^
Także bardzo pozytywnie!

Co innego?
Komisja jakaś taka wyluzowana była...
Ktoby pomyślał żartować na własnej obronie?
A wszystko zaczęło się od pytania Pani Recenzent.
Niby normalne i niewinne- bo o czynnikach motywowania pozaekonomicznego
Nabrało acz ono innego wydźwięku,
gdyż zadała je Ona  w kontekście mego motywowania Promotora,
a potem w kontekście Motywowania Promotora przez Jej Szacowną Osobę;)
Także była mowa o szerokich, pięknych Uśmiechach,
Kontaktach...międzyludzkich
i awansach... ;P
A potem dowiedziałam się od Przewodniczącego, iż
moja praca skłoniła Owych Państwa do rozmowy i ciekawej dyskusji.
A ja na to:
-To bardzo się cieszę, że mogłam swoją pracą skłonić do rozmyślań...
A promotor na to:
-Tak, tak...Dyskutujemy tu z Panią Recenzent, ale ten zatarg już rozwiążemy sami, a Pani bardzo serdecznie dziękujemy ;D
Z sali wyszłam z wielkim Uśmiechem...
Potem chwila oczekiwania,  ogłoszenie wyników,
wzajemne gratulacje i uściski...

Niezwykłość...

Jest jednak jedna "rzecz smutna"- opis "O mnie" mi się zdezaktualizował :P
Hehe żartowałam- cieszę się;D
Wasza Pani Magister ;)
 

wtorek, 25 września 2012

Oj te pudełka nicości....


Między innymi dlatego, iż pewna grupa społeczna posiada umiejętność myślenia o niczym i niekiedy zdarza im się powiedzieć coś nie do końca to przemyśliwszy, bądź dla odmiany milczą niekiedy w momencie gdy strasznie potrzebujemy jakiegoś miłego słowa- byłam dziś nie do końca skupiona na tym czym powinnam w danym momencie....
Owszem było mi miło, gdy osoby płci przeciwnej zwracały na mnie szczególną uwagę, insza sprawa, że najbardziej czekałam za zdaniem pewnego osobnika...

Taki to ogrom myśli pędził po mej głowie gdy kupowałam pewne bilety...
I zdaje się, że nie rozpoznałam w osobie Pana który ze mną rozmawiał artysty na którego występ ów bilet kupowałam...- niezłe faux pas prawda?

Ciekawe co sobie pomyślał o mnie Muzyk.... "Fanka", która go nie rozpoznaje?
Hehe...Z drugiej strony patrząc na mój raczej elegancki ubiór troszkę niepasujący do wystroju RockLongLuck`a (wysoki obcas, delikatna biżuteria i spodnie a`la kant) mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego ;D

Cóż mam powiedzieć? Tylko ja tak potrafię, z całym moim zawirowaniem- jak Ktoś powiedział: Nudzić  się ze mną nie można ;P

A poza tym- prawda jest taka, że aż taką ich fanką nie jestem....
Zapytasz co mnie w takim razie tam gna, biorąc pod uwagę moje zdanie o "fanach"?
Ach, ta MIŁOŚĆ :*

 Na marginesie:
-Dlaczego kobiety lubią się ładnie ubierać?
-Aby podobać się mężczyzną...Przede wszystkim swojemu Mężczyźnie, ale innym też...
Dlatego jesteśmy łase na komplementy owych innych raz na jakiś czas...
-Dlaczego?
-Aby poczuć, że owi inni mają kogo zazdrościć Wybrankowi ;D

poniedziałek, 3 września 2012

Ja to czuję, ja to wiem..

Oto jest cytat jednej z piosenek PP, która tak jakoś sama mi zawsze wpada w ucho...
Ale nie o tym chciałam....Jak również nie o tym dlaczego mnie tak dawno tutaj nie było (takie życie- różne są priorytety)...
Natomiast chciałam o tym, co dawno już tak gdzieś we mnie siedziało a teraz miałam w końcu czas trochę pomyśleć no i napisać ;P

Kiedyś ktoś mnie zapytał po czym poznam prawdziwą miłość, skąd wiem że to co teraz (kiedy zapadało to pytanie) czuję to nie ona i co ma zrobić, żebym ją do niego poczuła.
Odparłam: -Nie wiem. Po prostu wiem. To tak nie działa. Nie ma gotowych recept.
(Tak na marginesie mogłam jeszcze rzec, że nawet gdybym ją znała to i tak bym nie powiedziała, bo wtedy wszystko straciłoby swój urok- ale powstrzymałam się ;P)

Dziś, wiem że to co czuję od kilku dobrych miesięcy to właśnie Miłość.
Skąd to wiem?
Bo tak czuję- o każdej porze dnia i nocy, w każdej sekundzie tej dobrej i tej złej...
Wiem też, że to uczucie nie zniknie z dnia na dzień....
Jakie czynniki się na to składają? Co właściwie zrobił, albo czego nie zrobił Ten, któremu pozwoliłam skraść moje serce?
Nie potrafię wskazać jednoznacznie....
Bo tak naprawdę jest to mnóstwo szczegółów i szczególików, a nawet rzeczy mało istotnych!
To w jaki sposób na mnie spogląda, jak do mnie mówi, jak mnie rozśmiesza i jak mnie wkurza (cóż, każdemu się zdarza)
To w jaki sposób prawi mi komplementy, mobilizuje mnie do działania, ukazuje mi moje niedoskonałości nad którymi wspólnie pracujemy...
To, że mam pewność że akceptuje mnie taką jaką jestem w 100%,
że przy Nim po raz pierwszy poczułam- tak naprawdę że jestem ładna...
że stałam się choć trochę bardziej pewna siebie,
że zdecydowanie częściej śmieję się tak prosto od serca...
że czuję się tak spokojnie bezpieczna...
Twierdzisz może, że to nic nadzwyczajnego?
Masz do tego prawo.
Ale dla mnie jest to w swej zwykłości i codzienności i dla niektórych i szarości-
Niepowtarzalnie i niezaprzeczalnie piękne i niezwykłe!
Bo widzisz, właśnie na taką codzienność składa się życie, a nie z jakiś jednorazowych szaleństw i ekscesów....
Zdecydowanie bardziej cenię sobie codzienne uczucie pewności, że tej drugiej osobie niezmiernie na mnie zależy, że o mnie dba najlepiej jak potrafi i że jest gotowa dla mnie zrobić wszystko (lub prawie wszystko),
niż to, że raz na jakiś czas zrobi coś takiego, na co wszyscy mogliby powiedzieć: łał! czy to żeby obdarowywała mnie wciąż nawet drobnymi upominkami....
Bo dla mnie najważniejsze jest to, że Jesteś...
Że Jesteś przy mnie...

niedziela, 27 maja 2012

Motyw porcelanowej lalki

Jakiś czas temu wybrałam się ze znajomymi do kina, na kolejny  nietuzinkowy film.
Nie ma to jak połączenie reżyserii Tima Burtona z grą Johnnego Depp`a i Heleny Bonhdam Carter!
Jak to u Tima bywa nie wszystko jest lekkie i zabawne. A raczej pod płaszczykiem lekkości i strawności przekazuje ważkie tematy i symbole. Ot, taka zabawa formą.
Mnie najbardziej w tym filmie urzekła metafora Mefistofelesa naszych czasów i ukazanie na tym tle antyreklamy pewnej "sieciówki" branży spożywczej oraz motyw rozbicia się w drobny maczek pozornego ideału piękna, tu reprezentowanego przez pociągająco piękną, zmysłową, pewną siebie i niby to szaleńczo zakochaną w pewnym facecie  bizneswomen.

Co jeszcze zasługuje na uwagę? Oprócz czarnego humoru? ( To nie jest śmieszny film! :P)- nieee, wcale ;P
Film ukazuje pewne fakty do czego dążą ludzie. Jedni do kariery (po trupach dosłownie), inni do bycia "kimś" zawsze i wszędzie- do zapewnienia sobie nieśmiertelności, a inni po prostu do normalności, zwykłości rzekłbyś nawet szarości ;). No i wielki plus za przesłanie, że mimo sporych różnic rodzina zawsze powinna 3mać się razem. Brawo Collinsowie pobiliście Cullenów w przedbiegach ;P

Ps. Hmm...No i pokrzepia fakt, że nie każdy facet patrzy tylko i wyłącznie na "opakowanie" kobiety ale również na to co sobą reprezentuje. Jednak normalność i delikatność też są w cenie ;*

niedziela, 20 maja 2012

Juwe

Starzeję się. To niezaprzeczalny fakt.
Dacie wiarę, że wczoraj- a chyba raczej już dzisiaj- byłam na ostatnich w swoim życiu Juwenaliach?
Gdzie podziało się te 5 lat?
Hmmm, ciekawe ;P
Ostatnie juwenalia kiedy jestem studentką. Hehe i  po raz pierwszy byłam na nich mając (daj Bóg) sesję za sobą!
Generalnie chyba impreza chodzi trochę na psy...
Sprawdzanie legitek przy wejściu, żetony na wszystko, zespoły takie se (no ok w pt nie mogłam iść bo się uczyłam,a wczoraj na Hey nie zdążyliśmy :( ) i uciech wiary, że dostali z piany (co w tym takiego niezwykłego?)
No ale jakaś nutka nostalgii pozostanie chyba.
Wiecie spontaniczne działanie- a to teraz idziemy na juwe, na kontenery, na miasto....Poznawanie nowych znajomych i znajomych znajomych, których widzisz zapewne 1 i ostatni raz w życiu, a mimo to bawisz się z nimi do rana tak jakbyś znał ich od zawsze...
Zatłoczony bus i to sporo po północy tak, że nie idzie już szpilki włożyć, a mimo to nieznani  sobie (dotąd) studenci znajdują miejsce, aby stryknąć się piwkiem i zapodać jakiś absurdalny toast...
By po chwili zastanawiać się, gdzie tak właściwie są (to w tego busa mieliśmy wsiąść i gdzie wysiadamy?) pośmiać się sami z siebie i pozarażać tym innych...- No ale spokojnie wspólnego śpiewania jeszcze nie było :P
To wszystko jest takie...no nie wiem...
Jakoś tak inaczej niż w zwykły szary dzień...
Po prostu warto raz na jakiś czas coś takiego zaobserwować i wejść w ten klimat ;)

środa, 9 maja 2012

Świeży głęboki oddech...



Dzisiejszy dzień. Godzina 7 rano. Pierwsze piętro neobarkowego gmachu z wyraźnymi elementami neoklasycznymi. Jakaś postać opierając się o kamienną balustradę wychyla się nabierając dużo powietrza...Słychać głębokie westchnienie i zaraz potem perlisty śmiech...Jest to śmiech ulgi...
Ulgi, że pewien rozdział się właśnie skończył- bo jego historia zapisana była na zbyt wielu luźnych kartkach,nie zszytych z księgą życia, które właśnie się wysunęły i spadły w otchłań...Nie pozostało z nich nic...
Stojąca dziewczyna zdaje się jednak nie przejmować zgubą, bowiem nawet nie patrzy tęsknie za owymi zapiskami, a wręcz przeciwnie odwraca się i obiera nowy kurs... W oczach kręcą się iskierki, na twarzy maluje się spokój...Pobliskie mury słyszą szept: Wolność...,  a korytarz rozjaśnia się uśmiechem...

Usłyszałam od kogoś, że z naiwności trudno się wyleczyć. W szczególności jeśli chodzi o stosunki damsko- męskie...Idealizujemy zbyt wiele, tłumaczymy jedni drugich, dajemy kolejne i kolejne szanse...
W końcu dostajemy tak wielkiego kopniaka, że otwierają się nam oczy, że wszystko było fikcją, zakłamaniem, ułdą... i w tej samej sekundzie odnajdujemy w sobie siłę, aby powiedzieć: Pas...
Zamykamy ten epizod, śmiejąc się sami z siebie, że kolejny raz daliśmy się tak łatwo podejść, że zbyt szybko opuściliśmy gardę i że zbyt szybko zaufaliśmy komuś, kto jak się okazuje, na to nie zasługiwał.
Jakie to oczyszczające-
Jak poduch wiatru na pustyni.
Jakie to świeże-
Jak smak powietrza po burzy.
Jak intensywne-
Jak głęboki oddech po chorobie zatok.

Żadne badania tego nie dowodzą, ale najstarsi powiadają, że sytuacja ta dotyka częściej kobiet...
Myślę, że może być to prawda, bo będąc z kimś oceniamy przede wszystkim to jak nas teraz traktuje,
patrzymy na to, jak się teraz czujemy w jego towarzystwie...
Bo chcemy być docenione, ważne "tu i teraz", a nie w bliżej nieokreślonej przyszłości...
Bo myślimy, że tak będzie już zawsze. Że zawsze "będzie nas nosił na rękach".
A jest to poważny błąd.
Chcesz wiedzieć jak Twój wybranek będzie Cię traktował za x czasu?
Zwróć uwagę w jaki sposób odnosi się do matki, ciotki i siostry...
Przysłuchuj się uważnie, gdy mówi o swojej byłej,
Zachowaj w pamięci epitety, które stosował określając koleżanki, za którymi nie przepadał...
Słowem przypatrz się jak traktuje kobiety w najbliższym sobie otoczeniu,
Tak cię właśnie w przyszłości potraktuje ;)

wtorek, 8 maja 2012

Pozytywne zarażanie

Dzisiejszy dzień naprawdę mi się przydał- przynajmniej wiem, że nie wszyscy traktują mnie z góry jak jakiegoś karalucha...Nad którym można się emocjonalnie pastwić.
Co zdarzyło się spytacie?
Ano te spojrzenia społeczności ludzkiej (ciekawe czemu w zaskakującej większości jej męskiej części?) gdy jechałam do pracy (no i w sumie po niej też) ...- Co jest uśmiechniętej dziewczyny nie widzieli?
A może chodziło im o podskakiwanie i kręcenie się wokół własnej osi?- Ale przecież to kilka razy się tylko zdarzyło ;P
Może poszło o poszturchniętą przeze mnie sztalugę  i spadającą antyramę z fotografią (dobrze że szkło się nie zbiło)- taaak- mnie gdzieś wpuścić - czasem zagrożenie dla środowiska naturalnego ;P
A może o bieg po skoszonej trawce w parku? - Ej! przecież jeszcze miałam buty i nie wchodziłam do fontanny....
Zresztą...
Nieważne co było przyczyną...
Ważne, że ludzie odpowiadali takim samym szczerym uśmiechem;
Ważne, że ktoś pomógł mi szybko ustawić zdjęcie w odpowiednie miejsce;
Ważne, że mam "swoich", którzy akceptują mnie całą- taką jaką jestem.

Tak...
...Cieszmy się z małych rzeczy, bo
wzór na szczęście w nich zapisany jest...

czwartek, 3 maja 2012

hakuna matata dla pseudo ochrony

Hakuna matata- czyli nie martw się
oto to chciałabym powiedzieć pewnym osobom, które myślą, że naprawdę mają jakiś szacunek i respekt  u "zwykłych zjadaczy chleba", tylko dlatego, że na swojej odblaskowej kurteczce mają napis cośtam (np. od takiej pewnej greckiej litery) security.
Bo naprawdę mają się kogo czepiać (rolkarzy lub rowerzystów), którzy korzystają z parkingu sklepowego (gdy ten jest zamknięty z okazji święta narodowego) w celu nauki jazdy np. dziecka, a gdy odbywa się już nocny drift to już boją się zwrócić uwagę dość rosłym panom, "Że jest to teren prywatny", gratuluję odwagi panowie (i panie)!
Życzę pomyślnych wiatrów i doradzam  w chwilach siedzenia na swoich jakże szanownych 4- literach (np.przed kompem) małe szkolenie odnośnie zasad savoir- vivru oraz znaczenia definicji, jak np. tego że drift dotyczy samochodów ;P
Nie martwcie się, my wiemy że idziecie na łatwiznę, bo tak prościej...
Wiemy, że przykład idzie z góry (np. od granatowych swetrów), która też zajmuje się błahostkami, a rzeczy poważnych zdaje się nie zauważać....
Wiemy, że prawdopodobnie personalnie się z nami zgadzacie, ale "praca to praca",
ale wiecie czasem z okazji święta moglibyście przymknąć oko- w końcu stale kontroli to też nie macie!

Ps. No i nie martwcie się, że w inteligentnej rozmowie na poziomie, czasem już wam braknie argumentów i asów w rękawie ;P

Adnotacja: Dnia 7 maja  o 22:35 w związku z błędnym odczytaniem przez niektórych intencji posta, pogrubiono kwintesencję notki. Jej przesłanie to- każdy, również w pracy zawodowej przymyka na pewne kwestie oko, więc czemu nie można tego uczynić dla grzecznego dziecka czy spokojnej osoby a jeśli chodzi o sporego osiłka szalejącego w późnych godzinach nocnych to już udaje się, że nic się nie widzi? Zastanówcie się- jaka większa jest szkodliwość społeczna?

Wszystko natomiast ponad pogrubieniem jest jedynie zaobserwowaniem konkretnego zjawiska, zbieżność z konkretnymi bądź fikcyjnymi osobami jest przypadkowa i niezamierzona.
Autorka bloga przeprasza jakiekolwiek osoby, które mogły poczuć się urażone, gdyż pod żadnym pozorem nie było to jej intencją.
Jednocześnie przypomina, że zawarte tu treści są niejednokrotnie owiane swoistymi nieoczywistymi odniesieniami, skojarzeniami (co może trochę zakłóca odbiór szczególnie jeśli jest to 1-wszy przeczytany post lub patrzy się zbyt subiektywnie) jak to w rzeczywistym pryzmacie bywa- nie wszystko jest proste- a wręcz przeciwnie dochodzi do wielu załamań światła, aby mogła powstać tęcza- czyli sedno rozmyśleń.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Dziecinne Szaleństwo

Właśnie dziś pewna szalona dziewczynka/kobietka, która jak się okazało nigdy do końca nie dorosła, choć parę latek po osiągnięciu pełnoletności już ma, pokonała sama siebie!
Bo kto by pomyślał, że tak zwykle odpowiedzialna i ustatkowana dziewoja,
nagle niewiele, albo zgoła nic-nie myśląc wygrzebie stare, zakurzone i trochę zużyte rzeczy i wyjdzie w nich na ulicę, zrobić sobie "siarę".
A mowa tu mianowicie o skromnej autorce tego bloga i jej szalonym pomyśle wyciągnięcia swoich dziewczęco- nastolatkowych rolek i udaniu się "na jazdę" (a raczej na próbie jazdy)...I nawet- o dziwo się nie połamała- choć w pewnym momencie nie było o to trudno...
Heh, jeśli ktoś widział te nieudolne brzydko kaczątkowe loty, to musiał się nieźle uśmiać- naprawdę...
I to żaden Prima aprillisowy żart! Zwariowała!!

Ps. Co do żartów- oczywiście z tradycji zrobiła zadość i robiła bliskim...Jedne udane, drugie mniej...
No cóż....zdarza się, że ma umysł Kubusia Puchatka, zawirowanie Tygryska i melancholię Kłapouchego...
Może kiedyś (jak w końcu dorośnie?) przyjdzie mądrość Sowy??

niedziela, 18 marca 2012

Jajko czy kura?

-Co było pierwsze: jajko czy kura, kura czy jajko?
Taki oto temat, często zastanawia filozofów,
a dręczy naukowców...

Na tej samej podstawie zastanawiałam się podczas mojego życia nad tym co jest pierwsze,
jeśli chodzi o Miłość:
Uczucie czy Rozsądek?
Czy najpierw powinno się w sobie zakochać i dopiero później poznać, zaakceptować, "dogadywać się" i próbować stworzyć swój własny-wspólny świat, swoje własne-wspólne miejsce;
czy wręcz odwrotnie- najpierw poznać się jak te przysłowiowe dwa łyse konie i poczekać, aż Uczucie samo przyjdzie?

Teraz już wiem, że jednoznacznej odpowiedzi na moje pytanie, podobnie jak w pytaniu tytułowym nie można udzielić.
Raz bywa tak, że faktycznie dostajesz strzałą Amora i już przepadłeś/-łaś dla świata,
a drugi, że długo pielęgnujesz znajomość/ przyjaźń by potem odnaleźć to "coś"...

Ciężko nawet stwierdzić, która opcja jest "prostsza".
Wydawać by się mogło, że ta w której najpierw budzi się Uczucie-
bo dzięki niemu masz siłę do działania, niezmierny optymizm i wiarę, że się uda.
Z drugiej jednak strony nie znasz tej osoby, ona nie zna Ciebie i częściej mogą się zdarzyć kłótnie, niedomówienia, które to mogą zatrząść tym Uczuciem i wtedy pozostajesz z niczym...
No bo w kim masz mieć wtedy oparcie? Komu się wygadasz/ wypłaczesz w rękaw?
W przeciwnej sytuacji, gdy najpierw jest Rozsądek, to owo zrozumienie i oparcie masz gwarantowane,
bo przecież Ten Ktoś, jest dla Ciebie przede wszystkim Przyjacielem...
 No OK, ale jeśli Uczucie między Wami się jednak nie pojawi, a Ty skrycie na to licząc nie zauważałeś/-łaś innych potencjalnych Kandydatek/-ów na Tą Jedyną/ Tego Jedynego, a nagle taką osobę spotyka Ta Druga osoba, a Ty  pozostajesz wciąż "wolny"? To też przecież wstrząsa Twym światem...

Morał z tej historii?
Niezależnie od początku,
Uczucie czy Rozsądek,
Rozsądek czy Uczucie,
Serce czy Rozum,
Rozum czy Serce,
tak czy owak zdarzają się poważne problemy,
których nie można między sobą licytować...
Najważniejsze jest to,
jak Wspólnie sobie z nimi poradzicie.

Tak więc
Pomyślnych wiatrów ;)

Ps. Ja osobiście (poniekąd wbrew swoim dziecięcym wyobrażeniom), nie mogłabym długo czekać, aż owo Uczucie się pojawi..., bo zadręczałaby mnie obawa - czy i kiedy, w ogóle się ono pojawi??
Na szczęście, nie muszę się już o to martwić ;)
Bo Kocham i jestem Kochana.

czwartek, 1 marca 2012

Przyjacielski spacer :)

Chyba za dużo napisano o przyjaźni, żeby móc podać uniwersalną definicję...
Zresztą, każdy przypadek jest inny i trudno go zmieścić w jakichkolwiek ryzach...,
o czym zdążyłam się już przekonać podczas biegu mojego życia...
Nie ma metody na to jak to ten Ów Przyjaciel ma wyglądać, czym ma się zajmować, ile ma mieć lat, jakiej ma być płci i jaki sport ma uprawiać...
Ba! Nawet nie jest powiedziane, jak często macie się spotykać i ile musicie o sobie nawzajem wiedzieć.
"Wystarczy" , że macie pewność,
że możecie o dowolnej porze zadzwonić,
wpaść z niezapowiedzianą wizytą,
podzielić się smutkiem (bo maleje a i niejednokrotnie wspólnie znajdziecie wyjście z sytuacji- bo przecież co dwie głowy to nie jedna)
 i radością (bo ono się mnoży) i wiecie że sprawi mu to WIELKĄ radość- tak po prostu.
I nie jest ważne to: czy gadacie codziennie, co tydzień, co miesiąc, czy już pół roku nie dawał/a znaku życia,
wiecie że i tak życzy Wam najlepiej i gdy tylko przyjdzie taka potrzeba (i/lub) sposobność,
to odpowie na sms- a, nie odmówi "przypadkowego" spotkania, po prostu będzie z Wami <^.^>

W podziękowaniu za niedzielny spacer...

środa, 22 lutego 2012

Mówiąca podświadomość

Hmm, mieliście kiedyś tak, że znienacka chcieliście coś powiedzieć (lub powiedzieliście) bez głębszego zastanowienia? Np. odczytując od kogoś eskę, czy słysząc jakąś rozmowę w busie?
Bo mnie ostatnio dość się zdarza...
Ciekawe czy to coś oznacza?
Naszło mnie, że może to moja podświadomość, "mówi mi coś" czego jeszcze rozum w pełni nie ogarnia,
bo się boi, bo nie wszystko dostrzega, bo się hamuje (będąc grzeczną dziewczynką trudno rzucić obelgą w starszego pana w busie), bo zbytnio ogranicza się w czysto rozumowym, analitycznym postrzeganiu?
Nie wiem.
Jak również tego, czy skoro nawet uznamy to za działanie owej podświadomości, to czy ma ona rację,
czy tylko podsuwa to co sama by chciała, żeby się sprawdziło?

Jak myślicie?

wtorek, 14 lutego 2012

Walenty - święty czy nie?

Walentynki...

To nie wystawne kolacje,
wielkie prezenty,
olbrzymie koncerty
czy Spa we dwoje...
To nie cukierkowe karteczki,
migające serduszka,
latające baloniki,
różane (czy też różowe) kadzidełka,
czerwone serwetki
i naręcza  kwiatów...

To pomoc przy wejściu do tramwaju,
To wzajemne trzymanie swoich dłoni,
To opiekuńcze spojrzenie, wyrażające więcej niż milion słów,
To najzwyklejsza obecność i czułość,
To blask w oczach wciąż ten sam,
pomimo upływu lat,
widoczny gołym okiem dla każdego obserwatora od razu...
(bo ile niby trwa przejazd 2-3 przystanków?)

W podziękowaniu Starszej Parze z linii nr 9...

wtorek, 7 lutego 2012

Ciepłe słowa na mrozy...


"Nie idź przede mną,
bo mogę nie nadążyć.
Nie idź za mną,
bo nie dam rady poprowadzić.
Idź obok mnie i po prostu
bądź..."*
(Albert Camus)

W sumie powinnam to napisać już jakiś czas temu... Ale- wiecie jak to jest z czasem ;)...Zresztą Odpowiednia Osoba wie o jakiej dacie mówię (a przynajmniej powinna ;P)...

Hmm, jakby opisać, ująć w słowa to co myślę, i to co czuję... 
Może najpierw to drugie... 
Czuję dziwną  i irracjonalną spokojność i pewność, 
że jednak to nie jest sen,
z którego się sama wybudzę lub ktoś inny mnie z niego wyrwie...
Czuję niepojętą wręcz ufność,
że tym razem naprawdę się "uda",
Czuję, że żadne z nas nie wybiega 
w przyszłość, w uczucia, w nic...
dalej niż to drugie...,
że oboje nie stąpamy "po niepewnym gruncie",
ale trwamy na nim razem...**, 
i sama nie wiem skąd -czuję-

że Ty czujesz podobnie...
Przecież, nie mogę tego wiedzieć?

A co myślę?
Myślę, że mimo, 
iż to wszystko nie może być logicznie wytłumaczone,
to ma to sens....
Myślisz  podobnie?
 
 ___________________________
* w oryginale: "...moim przyjacielem"
**ok, może nie zawsze stąpamy twardo na ziemi i zdarza się nam bujać w obłokach, ale ważne że razem :*

wtorek, 17 stycznia 2012

...i zapomnij, że jesteś...


" I zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że kochasz"
(ks. Jan Twardowski)

Cytatem, tym który lubię, zacznę swoje dzisiejsze krótkie rozważania (S.E.S.J.A. i inne nieSZCZĘŚCIA)...

Nie, nie będzie to cukierkowy, słitaśny tekst o tym, że on ją kocha o ona jego....
A wręcz przeciwnie...
Zdarza się, często że pary zrywają (ostatnio wciąż tylko słyszę: tu kryzys, tam się rozeszli...), mimo że z zewnątrz wyglądało, że jest OK...,
mimo że któraś ze stron nadal chciałaby tworzyć JEDNOŚĆ (ba! są przekonane o tym, że to ta Jedyna/ ten Jedyny)...
Dać pozwolić odejść tej Ukochanej Osobie?
Jak to zrobić, gdy całym sobą chcesz z nią być?
I za nic w świecie, nie wyobrażasz sobie już Świata, życia bez Niej?
Zdaje się, że dzięki Niej i dla Niej oddychasz...
I co? Tak nagle masz niby przestać?
Trudna - prawie wręcz niewykonalna- sytuacja....
Ale... zapomnij, że jesteś, gdy mówisz...(ja bym dodała tu jeszcze słowo- skoro twierdzisz : bo życie uczy, że nie koniecznie te słowa wypowiada się na głos)...

Dla mnie w takiej sytuacji należy pozwolić odejść (i uwierzcie wiem co mówię),
wiem jest to cholernie trudne...
choć z drugiej strony...
Skoro niby "kochasz", to życzysz szczęścia, 
a skoro Druga (jeszcze) Połówka twierdzi, że tylko ten Obcy Ktoś jej to umożliwi...
Nie można stać jej na przeszkodzie...
Twoje szczęście, nadzieje czy są aż takie ważne?

Odejść i zapomnieć?
Powiesz: to niemożliwe
Tu, się z Tobą zgodzę....
Stwierdzisz: ale w tej sytuacji to zrywam w całości kontakt (bo nie dam inaczej rady)
Odpowiem: chcesz, żeby czuła się winna bardziej niż to konieczne?
Dam Ci radę: trwaj przy niej, jako dobry kumpel, tak żeby wiedziała...