Dzisiejszy dzień naprawdę mi się przydał- przynajmniej wiem, że nie wszyscy traktują mnie z góry jak jakiegoś karalucha...Nad którym można się emocjonalnie pastwić.
Co zdarzyło się spytacie?
Ano te spojrzenia społeczności ludzkiej (ciekawe czemu w zaskakującej większości jej męskiej części?) gdy jechałam do pracy (no i w sumie po niej też) ...- Co jest uśmiechniętej dziewczyny nie widzieli?
A może chodziło im o podskakiwanie i kręcenie się wokół własnej osi?- Ale przecież to kilka razy się tylko zdarzyło ;P
Może poszło o poszturchniętą przeze mnie sztalugę i spadającą antyramę z fotografią (dobrze że szkło się nie zbiło)- taaak- mnie gdzieś wpuścić - czasem zagrożenie dla środowiska naturalnego ;P
A może o bieg po skoszonej trawce w parku? - Ej! przecież jeszcze miałam buty i nie wchodziłam do fontanny....
Zresztą...
Nieważne co było przyczyną...
Ważne, że ludzie odpowiadali takim samym szczerym uśmiechem;
Ważne, że ktoś pomógł mi szybko ustawić zdjęcie w odpowiednie miejsce;
Ważne, że mam "swoich", którzy akceptują mnie całą- taką jaką jestem.
Tak...
...Cieszmy się z małych rzeczy, bo
wzór na szczęście w nich zapisany jest...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz