wtorek, 6 grudnia 2011

...Coraz bliżej nas...

6 grudnia...
Przybyły Mikołaj przypomina, że niedługo będzie ten tradycyjny czas...
Tylko szkoda, że nie wszystkie tradycje się ostały....
Ja na przykład wolałabym, aby po raz n-ty nie było Kevina (pozrdo dla dzisiejszej ramówki Polsatu), a w zamian za to obejrzała "starą poczciwą reklamę" puszczaną niegdyś za mojego "dzieciaka" po raz pierwszy (zarazem była to 1-wsza reklama świąteczna) właśnie w Mikołajki...

Dobrze, że internet jest skarbnicą...
Dla spragnionych: http://www.youtube.com/watch?v=DLCyjEe4l4c

Ps1. Dziś najbardziej poczułam "święto" w busie...(choć plan był inny- no ale cóż)...
Młody Mikołaj był niezwykle gadatliwy, koniecznie (mimo tłoku) musiał siedzieć etc...
Ale...Ten uśmiech gdy dostał czekoladkę od nastolatki...Zaraził nim wszystkich współpasażerów ^^
Ps2. No i od pół dnia siedzi mi w głowie jedna ze świątecznych piosenek...- Znów "na legalu" mogę się nią rozkoszować <mniam>
..Anioły...

niedziela, 4 grudnia 2011

Wzrokowa selektywność

Słyszeliście  zapewne o takim czymś, jak słuch selektywny, albo bardziej- słuchanie selektywne.
Polegają one na tym, że osobnik (najczęściej dziecko) słucha kogoś (najczęściej rodziców) tylko wtedy, kiedy mu to pasuje (czytaj gdy miało coś zrobić, a tego nie zrobiło to już nie "słyszało" ;P).
A wiecie, że istnieje też taka "choroba" jak Selektywność Wzrokowa??
Naprawdę.
Jest to ciężka, przewlekła choroba, która dotyka o zgrozo najczęściej osobników, którzy  to właśnie na tym zmyśle najbardziej polegają...
W swoim normalnym stadium, uniemożliwia zauważenie tak "nieistotnych" szczegółów jak sąsiedztwo dwóch niepasujących do siebie kolorów, nowego ciucha czy też innej podobnej temu typu błahostki...
W cięższym swym wybrzmieniu, atakuje również kolejną rzecz, którą owi osobnicy mają w zwyczaju przypisywać jako swoją domenę, a mianowicie nastawienie na działanie i jego skutki. Spróbujcie coś zmienić na przykład w swoim wyglądzie, a się przekonacie, że przecież "nic się nie stało, nic się nie zmieniło"...
Choć w rzeczywistości zaszaleliście i zmieniliście image...
Hehe, wiecie już o kim mowa??
Meine Damen.....
Jest na to rada! Jeśli chcecie, być dostrzeżone to zmieńcie lepiej coś w swoim aucie, nauczcie się robić coś typowo po "męsku" (od wiązania krawatu, po zwijanie kabla, a na szybkim odnalezieniu kluczyków do auta skończywszy) i innych tego typu extremów, bo "zwycięstwo" i zauważenie w tym wypadku gwarantowane...
Pytanie tylko...- czy mimo to, nie będziecie tęsknić do tego, aby zauważył że dziś specjalnie dla niego ubrałaś...
Cóż...niby nie można mieć wszystkiego...

poniedziałek, 21 listopada 2011

...Muszę Pani coś powiedzieć...

Dziś mija tydzień jak jestem w nowej pracy. Oczywiście o wiele za szybko na jakiekolwiek przemyślenia na jej temat...Więc czemu o jej wspominam?
Bo szczerze rzecz biorąc wolałabym czasem, aby moje myśli kierowały się tylko ku niej i ewentualnie do tematów ściśle naukowych, jak studia i wszystkiego tego, co z nimi związane...
Od pewnego czasu bowiem, z różnym natężeniem dzieją się wokoło mnie rzeczy, które zadręczają mnie od środka...
Dziś na przykład niby powinnam gdzieś iść...Tylko, że wiem że moja psychika by tego nie zniosła, jeżeli na samą myśl skręca mi się żołądek, a do oczu cisną się łzy...Po prostu ogarnia mnie bezsilność.
A przecież już kiedyś...
Heh, kiedyś obiecałam sobie, że nie zrobię czegoś poniekąd wbrew sobie (nie chodzi mi o poważne decyzje życiowe), tylko dlatego żeby zrobić komuś przyjemność, nie patrząc w ogóle na koszt jaki ja ponoszę...
Tym razem podjęłam decyzję, że będę choć trochę egoistką...
Nie poszłam...
Dziwne, że mimowolnie czuję się "winna"...
Ale, co ja mogę? Cholera nie jestem przecież ze stali, też mam uczucia...

Inna sprawa, że czuję, że kogoś zawiodłam...Niby, ów "Ktoś", nie powiedział mi tego wprost, ale ja podświadomie to po prostu wiem...
Czyżby urósł między nami mur? Coś mi się zdaje, że tak...
Najgorsze jest to, że istnieje  chyba tylko jeden sposób, aby go zburzyć...Chyba go znam...
Czemu więc spontanicznie nie wysiadłam z busa i nie wprowadziłam w czyn???
~Bo cholernie się tego boję? - Tak.
~Bo wiem, że owego "Kogoś" to zrani - a tego nie chcę...
~Bo może to być die Ende?- a tego być może bym nie zniosła?
....
~Może nawet, nie za bardzo by chciał mnie widzieć?

Rozumiecie teraz, dlaczego tęsknie jedynie za "uczelnianymi" tematami?
Przynajmniej one dręczą "tylko" umysł...

A zresztą nie zawsze uczelnia, praca = zło!
Wiecie co usłyszałam na szkoleniu p.poż? (W-wykładowca J- ja)
W- Niech Pani mi wybaczy, ale muszę Pani coś powiedzieć...
J- Słucham?
W- Muszę Pani powiedzieć, że Pani oczy niezwykle się śmieją
J- <rumieniec> Dziękuję...

Ps. Szkoda, że nie dziś...

sobota, 5 listopada 2011

...Co do cierpienia...


"Co do cierpienia.
Nie myliłem się nigdy. Jak dobrze poznałem.
Jego miejsce w życiu człowieka: to, że się zdarza,
Gdy ktoś inny je lub otwiera okno lub idzie przed siebie ospale;
Że nawet przerażające męczeństwo, by się spełnić, musi.
Mieć kąt jakikolwiek, zaśmieconą dziurę."*

Tak to już jest... Często ranimy bliskie nam osoby całkowicie o tym nie wiedząc. Czasem wystarczy nie takie spojrzenie, nie taki gest, niepotrzebne dwa słowa...
Nieraz jedno zdanie może wpłynąć na diametralną zmianę waszych relacji...
JEDNO ZDANIE. Które dla ciebie może oznaczać w sumie coś innego, mniejszego, ale ta druga osoba zrozumie inaczej... Zranisz ją... Nieodwołalnie.
Nieodwołalnie sprawisz, że będzie już ona patrzeć na ciebie inaczej...Z innej perspektywy...
I nawet gdyby chciała, nie może tego "ot tak" zmienić. Przynajmniej na razie...

A co z sytuacją, gdy wiesz że kogoś zranisz(z), robiąc coś czy też mówiąc...Teoretycznie twoje zadanie jest proste...Skoro wiesz, że ją to zrani, to po prostu tego nie rób...
Prosto powiedzieć...Gorzej, gdy wiesz że jeśli zaistnieje A, to będziesz musiał/ła to zrobić/powiedzieć(c), bo inaczej oszukałbyś i ją i siebie...A tego nie możesz zrobić. Bo brzydzisz się kłamstwem... Bo wiesz, że to najgorsze z możliwych wyjść.
Spytasz mnie zapewne, że skoro przeczuwasz "co się kroi" to czemu nie pogadasz z tą osobą(m), nie wytłumaczysz swojego punktu widzenia...
Bo skoro na razie jest B i nie musisz na razie zajmować się A (a w każdym bądź razie nie musisz wtajemniczać w to bliskiej osoby, bo nie jesteś pewny czy A zaistnieje), to nic nie tracisz. A raczej nie zranisz kogoś(z), gdy się okaże że A nie zaistniało.
I wiesz, że nawet gdybyś teoretycznie zaryzykował teraz gdy jest B i powiedział(m), co będzie jeśli zaistnieje A, to już ową osobę zranisz.  
A tego przecież chcesz uniknąć...
Skąd to wiesz? Bo już tą osobę trochę znasz; wiesz bo widziałeś jak zachowywała się w podobnych sytuacjach; wiesz bo sama ci to powiedziała/napisała/wykrzyczała...
Inne wyjście? Utrzymywać za wszelką cenę sytuację taka jaka jest(b), aby mieć pewność że nie zranisz?
Niby jakieś wyjście...
Pytanie czy czasem nie chcesz, żeby A zaistniało z całkowicie innych względów...
TRUDNA DECYZJA


Ps. Wiem, pogmatwane to. Dla niejarzących rozpisałam w formie drzewka =D (niektórzy wiedzą dlaczego)  

 Gdzie:
B- sytuacja obecna,
M- mówić o konieczności C jeśli zaistnieje A,
N- nie mówić o konieczności C jeśli zaistnieje A,
Z- zranienie,
C- czynność tj. zrobienie/ powiedzenie etc. czegoś,
Żółte kółka- sytuacja przyszła,
Niebieskie kółka- przewidywana reakcja 2-giej osoby 

___________
* cytat opublikowany za zgodą autora ;) 

niedziela, 23 października 2011

Jak rozpoznać szczęście?

Kolejne słowo które zabrałam pod lupę rozmyślań to: szczęście
W zupełnym przeciwieństwie do wybaczania jest to słowo nader często stosowane, jak i wszelakich stron o nim traktujących jest po prostu niezliczona ilość...
Sorki zajrzałam w kilka i  już miałam dość wnikania w to głębiej...
Może ze względu na ich cukierkowość, banalne podejście do tematu, sterowanie się stereotypami....
Bo wątpię, żeby przeraziła mnie ilość (hehe pamiętacie jeszcze czas kiedy pisałam o przepisie na osobowość? spędziłam chyba dwa lub 3 dni na zbieraniu materiałów :P)
Wiecie co mnie najbardziej w tym wszystkim irytuje?
Że gro osób pod płaszczykiem tego słowa ubiera dosłownie wszystko: od sekundowego zachwytu (ojej! najprzystojniejszy chłopak w szkole na mnie spojrzał! <mdleję>), poprzez chwilową fascynację (no to jest auto! 3,5 s do 100), a na zwykłej radości (Jest! Potknęła się nie wygra tego konkursu) czy też uldze (O! to mam fuksa! Mam "Szczęśliwy numerek" żaden belfer mnie nie spyta!) skończywszy.
Przecież to są zupełnie inne słowa! Ok, zgodzę się że niektóre słowniki podadzą je jako synonimy...
Ale, czy nie są one jednak trochę mniej ważne rangą?
Wg mnie tak...
Owszem, mogę być co prawda zadowolona z danej chwili (bo w sumie nic złego się nie dzieje), radosna (bo ktoś coś śmiesznego powiedział czy też po prostu jest "miło")  - ale od razu mylić to ze szczęściem?
Dla mnie uczucie szczęścia to zdecydowanie coś bardziej trwałego, wymagającego jakiejś tam pracy czy też małego poświęcenia z naszej strony...
Prosty przykład?
Zadowolonym czy też radosnym można być z powodu, że: Słońce dziś ładnie świeci czy też mimo deszczu zauważyłam piękną tęczę...(i tak przecie na zjawiska atmosferyczne nie mam wpływu, a jak są to "wciskają mi" uśmiech na twarz).
Natomiast być szczęśliwym? To dokonać czegoś - co sprawi, że będziemy mieli dobry humor mimo niesprzyjających warunków...
I tu znów typowe dla mnie porównanie- Szczęście to wdrapać się na szczyt góry o której marzyłeś od kilku dni/miesięcy/lat, mimo że pogoda się załamała/nogi Cię bolą/a towarzysz drogi grał Ci nie zdając sobie z tego sprawy na nerwach...
Szczęście to zrezygnować ze swoich planów, realizacji jakiegoś marzenia właśnie teraz, bo ktoś Ci bliski potrzebuje Twojego wsparcia...
Szczęście to moment, w którym wiesz że właśnie świat Ci się wali, a ktoś kogo nazywasz przyjacielem rezygnuje np. ze spotkania ze Swoją Drugą Połówką, lub kimś kogo nie widział od x do n-tej lat, żeby po prostu być przy Tobie...
Szczęście to w końcu jedno i niezmienne uczucie, które towarzyszy Tobie gdy wspominasz dane zdarzenie z perspektywy czasu i wiesz, że nawet gdybyś mógł cofnąć czas, zmienić wersję jego biegu "na lepszą" to i tak byś ją pozostawił bez zmian, nie ruszając ani jednej yocto sekundy...

piątek, 7 października 2011

...napisałabym długi list...

Jakie to dziwne...
Tak dawno nie byliśmy razem- tylko we dwójkę...
Dziwne, że mimo tego wszystkiego co mówili, mimo całego strachu...
To w Ciebie bym się chciała wtulić, popłakać w ramionach...- jak dawniej...
Jak dawniej spytać o radę...
Po prostu czuć Twoją obecność...
Usłyszeć może i najgorszą prawdę...
Po czym...
Po czym poczuć ulgę, że pomimo wszystko...
Jest jak kiedyś...
Tylko Ty jesteś w stanie sprawić
UŚMIECH - wywołany tylko brzmieniem mojego imienia...
BRAK mi Ciebie...
<><

Może tylko dlatego ma to dla mnie tak wielkie znaczenie?
Szkoda, że nie wiesz jak wiele dla mnie zrobiłeś...

sobota, 24 września 2011

Wybory i odnajdywanie siebie...

Jak trudno uwierzyć, że minął zaledwie tydzień...
Rząd decyzji, spotkań, rozmów poważnych i tych mniej...

Dokonałam ważnego wyboru i o dziwo reakcje na niego mnie bynajmniej zaskoczyły: nie powinny być odwrotne??
Ale- nie mogłam w sumie inaczej...
Może i na powrót chcę się stać małą dziewczynką, której idealizm nikogo nie razi?
Może chcę zasłużyć na przyjaźń, którą Kiedyś KTOŚ* mnie obdarował?
Bo właśnie od tego się zaczęło się moje rozumowanie...Najpierw była ogromna chęć zatelefonowania w środku nocy do KOGOŚ, do której ze względów oczywistych nie doszło...Potem przyszło olśnienie: Zrób tak jakby ci poradził (i tu specjalne podziękowania dla Takiej Jednej Mądrej Pani, która twierdzi że jestem Jej wersją- Nawet Pani nie wie jak bardzo mi pomogła- Przekazała chyba Pani wiadomość, od  KOGOŚ, kto sam nie mógł) ^^

Innym, którzy starali się mnie pocieszyć/ pomóc również dziękuję....
Choć przyznam, że Wasz punkt widzenia jednak mocno minął się z prawdą...
Może na przyszłość, będę umiała bardziej zaufać swoim odczuciom? I wierzyć w to, że moje słowa nie padają, jak grochem o ścianę?
A może jakby to KTOŚ powiedział: Więcej wiary w ludzi ;)

Ps. Podaję link do utworu, który pomógł mi dokonać własnej niepowtarzalnej decyzji, bo nie jest ona wyłącznie zebraniem Waszych rad ;P
I tutaj znów powrót do starych dobrych czasów: http://secio23.wrzuta.pl/audio/03DMaaWA39A/pneuma_-_wybralem_sam
Ps2. Dobrze byłoby, gdybym wytrwała w odnalezieniu siebie...Mógłbyś mi pomóc? Przecież znasz mnie prawie jak nikt inny....

__________

* tu: KTOŚ= Mój Pierwszy Anioł

niedziela, 18 września 2011

Wybaczenie- czym właściwie jest?

Słowa, słowa, słowa..

Słowa otaczają nas wszędzie: są w reklamach, spotach, filmach, książkach, rozmowach i...-w myślach...
Na każdym kroku.
Zabawne- że wiemy tyle o świecie: jak powstał (no w miarę), jak funkcjonuje, jak z nim wcześniej bywało...Wiemy co to przyroda, fizyka, związki chemiczne, biologia, fizjologia i lata świetlne...
O wielu tych rzeczach uczymy się w szkole. Do omówienia każdej potrzebne nam są właśnie one- SŁOWA- ile wiemy o nich samych? W sumie - niewiele. Co prawda niekiedy zaglądamy do ich etymologii, zastanawiamy się co oznaczają, dla nas,dla innych (to w szczególności podczas nauki języków obcych), czasem używamy jakiś związków frazeologicznych, tak lubianych przez nauczycieli języka polskiego...Ale kiedy tak naprawdę zdarza się nam zastanawiać nad samymi słowami? Kiedy wypada je mówić, kiedy nie, jak może je zrozumieć/ odebrać rozmówca?
Nie pamiętam...
Nie pamiętam, ani jednej lekcji polskiego (bo chyba ten przedmiot wydaje mi się najbardziej do tego trafny), na którym byśmy się na ten temat zastanawiali. Tłumaczenie wierszy (i sławetne: co autor miał na myśli?) owszem. Czytanie lektur, poznawanie składni, środków stylistycznych...Tak jest tego sporo...- Ale słowa?? - Nigdy
A przecież to one mają wielką moc: możemy manipulować, uszczęśliwiać, ranić...
Kiedy mamy się o nich nauczyć? Zwłaszcza tych ważnych...
Pozostaje nam spontaniczne, ad hoc odczuwanie, gdy życie nas do tego zmusza...

Ważne słowo na dziś: Wybaczenie i jego czasownik - wybaczać-
Zdaje się być tak poważne, górnolotne, jakby trochę nieosiągalne...
Mimo to od czasu do czasu stosowane...
Nieraz, gdy notabene chodzi o błahostkę...
Ale co właściwie oznacza dla nas? Dla osoby, która wybacza jak i dla tej, której się wybacza?
Czy jest to zwykłe: - Przepraszam - Oj, nie masz za co, nic się nie stało?
Subiektywnie rzecz biorąc- nie sądzę. Chyba każdy to instynktownie wie...

Wiecie co mnie zastanawia? Niby internet stał się skarbnicą wszystkiego, a ja nie znalazłam zbyt wielu stron z jakimś rzetelnym opracowaniem tematu...Inna sprawa to ta, że wszystkie znajdowały się na katolickich portalach- czy więc jest to słowo "zaklepane" tylko dla wierzących?
Chyba nie...
Po analizie pozwalam sobie stwierdzić, że wybaczenie tyczy się spraw niejako kardynalnych dla danego człowieka (np. nie prosimy o wybaczenie gdy zapomnieliśmy wyrzucić śmieci), a kto inny w ten czy inny sposób zawiódł nas swoją postawą...Więc nie jest to nieważne -prawda?

Dlaczego wybaczamy? By powiedzieć sobie: jesteśmy zajebiści, lepsi od tej drugiej osoby???
Pewnie niektórzy...Ale niekiedy wybaczamy komuś, gdy ten nawet o tym nie wie...
Bo chcemy naprawić relacje? Możliwe, ale co z sytuacją, gdy wybaczamy, ale już nie chcemy mieć z daną osobą nic wspólnego?
Dlaczego dajemy kolejny kredyt zaufania?
Może dlatego, że nie wiemy czy kiedyś kogoś nie zraniliśmy (a skoro nie wiemy to jak przeprosić?) i mamy nadzieję, że sam nam wspaniałomyślnie wybaczył i nie chowa urazy? Bo chyba nikt nie chce, żeby inni sądzili o nim, że jest nieczułym draniem...
Bo wybaczenie- jest chyba po prostu przyznaniem innym prawa do błędu i patrzeniem w przyszłość, a nie w przeszłość (bo to drugie- co właściwie przyniesie? tylko się nakręcamy: ojej jak mi źle...).
Komu prościej wybaczyć? Komuś w miarę obojętnemu czy wręcz przeciwnie bardzo bliskiemu?
Tu już zdania są bardzo podzielone...
Według mnie chyba więcej nas kosztuje wybaczenie najbliższym...Rzekłbyś: Jak to? Przecież na nich najbardziej nam zależy, więc nie powinno być problemu (patrz: chęć naprawienie relacji). Odpowiem: Masz 100% rację, ale zauważ również, że to oni najbardziej nas znają i dlatego najbardziej się na nich zawodzisz, gdy zrobią coś nie tak...
Wyobraź sobie, że Twoja żona/matka/ojciec/ktoś po prostu najbliższy zataja coś przed Tobą przez szereg lat, Ty dowiadujesz się od osoby trzeciej...Boli prawda? Jak znaleźć w sobie siłę na wybaczenie?
Tak proszę Państwa, przebaczanie nie jest dla słabych (wbrew obiegowej opinii: wybaczasz bo się boisz, tchórzysz).
Wiesz komu najtrudniej wybaczyć? Sobie...Gdy wiesz, że zawiodłeś...że zrobiłeś krzywdę komuś, komu chciałbyś zrobić przykrość na ostatnim miejscu w kolejce (wszystkich, tylko nie jego..)
Dlaczego? Często ofiara już dawno przestała chować urazę, ale Ty wciąż się tym martwisz: Ok, wybaczył/wybaczyła mi, zrobiłem/zrobiłam coś, aby przeprosić ale...Ale jak w ogóle mogłem/ mogłam do tego dopuścić?
Dlatego nie tylko wybaczać, ale również uzyskać przebaczenie jest rzeczą trudną.

Mieliście kiedyś tak, że wybaczyliście, minęło sporo czasu, a i tak to wraca? To uczucie bólu, rozterki... Ja tak...
Kiedyś martwiłam się: O Boże, jaki ze mnie człowiek? Mówiłam, że wybaczam, a wciąż pamiętam, wciąż boli...Jak to możliwe? Nie powinnam zapomnieć?

Dziś wiem, bo czuję to instynktownie (a w poszukiwaniach natknęłam się na jeden bardzo ważny cytat), że nie mam się czym martwić...

"jakie znaczenie miałoby więc przebaczenie, jeśli można by zapomnieć krzywdę? Nie byłoby potrzebne. Nie można przebaczyć nie będąc świadomym doznanej krzywdy i, zważywszy, że ocena przeszłości jest równoznaczna z pamięcią o niej, nie ma zgodności między przebaczeniem a zapomnieniem. Pamiętanie o krzywdzie jest zatem bolesnym, lecz koniecznym warunkiem przebaczenia"


 

środa, 14 września 2011

Wnikliwe oko, ustanowione zasady a spontaniczność

W głowie kotłuje się wszelakie za i przeciw....
Bo niby...-  kiedy masz dostrzec fakt, iż możesz sobie pozwolić na nutkę szaleństwa, ot tak na jakiś czas, choćby krótki, zapomnieć o ustalonych (niekiedy przez tzw. społeczeństwo) zasadach?
Jak go dostrzec, i równocześnie w jednej sekundzie (bo ile w sumie trwa w umyśle spontaniczna myśl niepoddana jeszcze rozmyśleniom zdroworozsądkowym?) dokonać trafnego tj. takiego, którego nie będziesz kiedykolwiek żałować, wyboru?
A jeśli -nie będzie trafny? Jak będziesz mógł z nim żyć- do końca życia? Czy przejdziesz obok niego, jakoby z boku: No cóż... każdemu się zdarza...w końcu po to jest życie, żeby
popełniać błędy i naprawiać je?
Czy raczej - zamkniesz to w sobie, tłumiąc w sobie gorycz rozczarowania: jaki jestem do niczego?

Może lepiej zrezygnować więc z wszelakiej spontaniczności, aby czasem nie natknąć się na oko: zbyt Wścibskiego Sąsiada /Babci Moherowej spotkanej na ulicy czy też Pierwszej Pierdoły w mieście?
By, nie obawiać się, że staniesz się pośmiewiskiem, ofiarą plotek, outsiderem lub swoistym banitą?

Ale czy z drugiej strony- życie bez spontaniczności- nie byłoby zbyt nudne?
Czy zbytnio nie przejmujemy się opinią innych, bo w końcu to tylko nasze 100% życia?
A może, za bardzo jesteśmy dla siebie surowi? Bo spójrzcie: 
W opinii publicznej niejeden, by się zgorszył: -Ojej, nie zrobię tego, bo co ludzie powiedzą?
? A na filmiku widać jakiś zgorszonych ?

Oceńcie sami :P

niedziela, 28 sierpnia 2011

Mówiąc teoretycznie....

Ciekawe jak dwa powyższe słówka mogą zmienić tor rozmowy...
Nieraz są tylko tym, co oznaczają, czyli sprowadzeniu rozważań na tryb "gdybania",
nieraz służą uwypukleniu jakiegoś szczegółu,
niekiedy pozwalają nam zadać pytania, których normalnie z jakiś powodów balibyśmy się rzucić, a tak poprzez dodanie ich czujemy się jakby chronieni (przecież to tylko teoretycznie pytam, a wiadomo jak z teorią bywa- nie zawsze zbiega się z praktyką :P)

Tylko, że...
Jeśli są nadużywane sam/a zaczynasz się zastanawiać czy odpowiedź rozmówcy też jest tylko i wyłącznie teoretyczna, czy kryje się w niej część prawdy, czy dostosowana jest do tego szczególnego przypadku o którego bałeś/aś się zapytać wprost...
I wtedy znów jesteś w punkcie wyjścia...

niedziela, 21 sierpnia 2011

Stara Poczciwa...

Stara poczciwa Nokia... ta z metalową obudową...
Jak dobrze ją mieć :D - która inna wytrzyma lot na ścianę i/lub (niepotrzebne skreślić) podłogę w zależności co jest pod ręką...

Bo tak już jest...W jednej sekundzie możesz być mega optymistą, patrzeć na Świat z perspektywy Serca z reklam tp, by zaraz potem dotknęła Cię zwyczajność dnia i zaczynasz zauważać, że
"są różne odcienie szarości od czerni do białości"...

A telefon jasna sprawa, musi to wytrzymać...Bo niestety...Niebieska Rybka nie zawsze potrafi zachować spokój... już nie...

czwartek, 4 sierpnia 2011

Bo z szacunkiem jest tak...

Lubię te początkowe rozmowy, jak kogoś dopiero co poznajesz...
Zadziwiające- ile możesz się dowiedzieć o osobie-jaka mniej więcej jest, jaką ma że tak powiem -moralność- zaledwie po kilku zdaniach, czy gestach...

Nieraz mówię ok- coś z tego będzie,
Innym razem (i to niestety coraz częściej)- Gosh! gdzie się to uchowało!
Niezwykle rzadko, nie udaje mi się rozpoznać- gdzie kończy się gra/zabawa/maska*, a gdzie zaczyna się prawdziwe -JA-**?

Niezależnie od przypadku - tak zwane człowieczeństwo- wymaga od nas zachowania "twarzy i powagi", co chyba jest dobre, choć niekiedy horrendalnie wręcz trudne...-weź spróbuj nie wybuchnąć śmiechem jak np.widzisz dwie wcięte Barbie, które udają, że się nie znają...(tak na marginesie- dla mnie mission impossible ;P)

Ale tak to już jest..."Na zewnątrz", musisz pokazać, że będąc poważnym dorosłym człowiekiem- akceptujesz inność- natomiast to, co robisz we własnym domku, nikogo już nie interesuje- więc śmiało (śmiej się, parodiuj i rób co tylko ci na myśl przyjdzie :P)

Jedno jest pewne- szacunek należy się każdemu człowiekowi-niezależnie kim i jakim jest- to odróżnia nas od królestwa zwierząt - szkoda,że nie każdy na niego zasługuje i zdaje zapominać się o tej prawdzie (ale o tym przy innej okazji).

Bo z szacunkiem jest tak...-Każdemu, w każdej porze, miejscu i czasie..

~ *`~*`~*`~*`~*`~*`~*`~

* mniejsza o nazwę- to wszystko to- co ściemniane
** chyba wiadomo o "co cho"...hmm i właśnie ta niewiadoma mnie intryguje i popchnęła do przeprowadzania małego własnego badania :P

piątek, 24 czerwca 2011

Co robi dziewczyna przed...??

Nie ma to jak dzień odpoczynku ;) co prawda był pełen oczekiwań i małego stresu, ale jakoś tak fajnie nigdzie nie jechać, nie musieć zabiegać czy aby na pewno wyglądem kogoś nie przestraszysz ;P (nie to,że w ogóle nie dbam albo, że ślęczę półtorej h przed lustrem, ale czasem nie poprawiać w ogóle natury jest miło)...Tja, ale ja w sumie nie o tym  miałam...Chcę opisać pewną niedorzeczność....

Jak myślicie co robi dziewczyna, a w tym przypadku ściślej- studentka- na kilkanaście godzin przed zaliczeniem, na które w ogóle się nie uczyła? Co prawda, ma ona już troszkę lat studiów za sobą (no ale nie popadajmy w skrajności, do wiecznego studenta też jej brakuje), oraz (o dziwo) na wszystkich wykładach z owego przedmiotu była i pilnie notowała (mimo późnej pory zajęć), to rzeczy działające na jej korzyść. Ale z drugiej strony materia nie należy do najprostszych i iść tak na żywca :)?? No może nie jest to najlepszy pomysł.

Hmm. Nie wiecie??
To  to wam powiem.

Trzykrotnie, a może i czterokrotnie (kto by to liczył?) zmienia zdanie w co się ubrać- nawet byłoby to zrozumiałe, gdyby egzamin był ustny, a egzaminatorem był mężczyzna- ale w jednym i drugim przypadku jest to zdanie fałszywe.

Ponadto w okienku, zamiast się uczyć to idzie na zakupy (no dobra w 1/4 okienka gdzieś latała),
potem gdy się już uczy to wszystko ją rozprasza, oczy się zamykają (fakt ostatnie nocki zarwała na nauce czego innego) i o mało co nie uległa pokusie wypicia kawy  w dobrym towarzystwie...

-Jakie mogą być efekty?

Spytacie...

Odpowiem...

Eureka! Zdane!
Nie wiem jakim cudem...
Widocznie KTOŚ DO GÓRY, nade mną czuwa.

i tym oto sposobem zostały jeszcze "tylko" 3

środa, 4 maja 2011

...tak wielki, że...

Nie sądziłam, że kiedyś będę mogła zacytować jedno z opowiadań, które z pewnych względów mi się podoba...

"- (...)Gdy przychodził do mnie w urodziny, zawsze miał dwa bukiety. Jeden dla mnie. Ten urodzinowy. Przepiękny. Taki, aby obejmując go, trzeba było wyciągać obie ręce.(...)"

  (w: J.L.Wiśniewski, Zespoły Napięć, Kochanka)

Ok. Nie wszystko się zgadza (i dobrze). Bo nie urodziny, a imieniny i nie dostałam od "niego", a od nich ("góry" mojej firmy), ale mimo wszytko pasuje jak ulał!
Zresztą zobaczcie sami:


 Do tego usłyszałam prześliczne życzenia, Sto lat po chińsku (ok kawałek ale zawsze), masę uśmiechów, przepiękny zapach frezji i dobry nastrój do końca dnia ;D
Zaskoczyli mnie tym, nie ma co ;)

Co jeszcze niezwykłego?
Życzenia od takiej Jednej ^^ -  Wiesz czego Ci życzę! Nie mówię głośno, bo wiesz jak to jest z marzeniami, kiedy je się wymówi głośno. Ale wiesz czego Ci życzę ;) i uśmiechnęła się znacząco przytulając mnie do siebie- i wszystko jasne.

Co jeszcze? Dał znać o sobie Ktoś- kto był (jest?)- dla mnie bardzo ważny. Co jak co, ale ten sposób pisania, składania życzeń, mówienia mojego imienia poznam zawsze i wszędzie ^^

A i mam kolejnego Aniołka ;*



niedziela, 10 kwietnia 2011

...jakoś nie chce się wracać....

Dziś bardzo nietypowo, bo linkiem do czegoś, czego chyba szukałam bardziej lub mniej, od początku tego bloga...Wyjaśniającego wizualnie "tytuł" publikacji...


W ostatnim czasie moim szczęściem, jest coś co przyszło równie niespodziewanie jak tęcza na drodze. Wszystko rozpoczęło się od przypadkowej rejestracji, na pewnym forum*, przypadkowej rozmowy, która nagle wciągnęła mnie całą i wywołała uśmiech, jakiego dawno nie miałam... I wniosło do szarej codzienności coś, co stało się NIEZWYKŁOŚCIĄ. 
I teraz - tak już sobie płynie, mam nadzieję, że jak najdłużej <^.^>
Czego jednym z przykładów jest sobotni spacer, ot tak -  gdzie oczy i nogi poniosą...
Słowem ciężko będzie teraz powrócić do poniedziałku i normalnego funkcjonowania...
Ale...
Było warto - i za nic w świecie nie chciałabym zmienić biegu wydarzeń.

______________
* No może tak nazwijmy, nie wchodząc zbytnio w szczegóły, w końcu Ustawa o Ochronie Danych Osobowych obowiązuje :P

poniedziałek, 28 marca 2011

....Dziwna Dziwność...

Mówi się, że - "punkt patrzenia zależy od punktu siedzenia"...
Jeżeliby pod tym punktem, przeanalizować mój dzisiejszy dzień, to dosłownie nic, by do siebie nie pasowało.
Bo czy normalne jest, gdy po długiej niemożności prowadzenia auta i dojazdów nim do pracy, pierwsze co robisz, w pierwszy dzień po ustaniu niekorzystnych dla Ciebie warunków, to wybierasz się do niej znów na własnych nogach, mimo że prędzej już miałeś tego serdecznie dość i tym oto sposobem fundujesz sobie pół godzinny spacer? - Nie wydaje mi się.
Przecież, wg powyższej teorii powinieneś usiąść na swych - 4 - jakże szacownych literach i wieźć się do pracy :P.

Natomiast- rzecz oczywista Niebieska Rybka musi robić wszystko na opak.
Czy wyjdzie teraz z opresji i wytłumaczy swoje zachowanie?
Ano, spróbować zawsze można!

Pierwszy powód- i tak wstała wcześniej - słabizna co nie?
Drugi - chce po raz ostatni minąć się z ludźmi, których mijała podczas podróży?- No już lepiej, tym bardziej, że każdemu z nich został przypisany jakiś epitet, który to wymyśliła dla zbicia nudów. Ale czy milczące spotkanie byłoby warte czasu? - Niekoniecznie...
Trzecia próba? - minąć w drodze powrotnej, wspomnianego tu kiedyś Pana M. (taaa.... tego od kołpaków :P) i odczuć dziką wręcz satysfakcję, że tak wiele stracił? Ojj tak!! Tym bardziej, że postura Rybki, była bardzo pewna siebie, na jej twarzy widniał wręcz promienny uśmiech i nawet rozwiane wszędzie włosy, opadające niefortunnie na jej twarz, nie popsuły niczego ^^.
Słowem...Nie każdy w to uwierzy, ale jak ktoś naprawdę mocno nadepnie na odcisk Rybce, to ona potrafi być zołzą ;P

poniedziałek, 14 marca 2011

...bo to taka trochę dłubanina....

Ojj, pierwsze dwa tygodnie za pasem (kiedy to minęło?), więc wypada chyba dać znak życia? Tym bardziej, że ostatni wpis był ot taki "pływający".
hmm od czegoby tu...<myśli>
Może od początku, czyli tzw. pierwszego wrażenia^^

A więc! pierwsze zderzenie z nowym miejscem pracy >> uwiodła mnie cisza! Nie no, nie ściemniam, mimo, że zawsze gra cichuteńko radio, to tak jakoś spokojnie, cicho....nie to co na CC (choć nieraz fajnie było słuchać jakiegoś klienta-głupka- o ile był "koleżanki" ;P)
Z początku myślałam, że to uczucie cichości, to tylko jakieś wyolbrzymienie z powodu na poprzednie miejsce pracy, jednak w którymś dniu, jak przyszła koleżanka z działu sprzedaży i stwierdziła: jak tu u Was cicho...- to przynajmniej stwierdziłam, że.. jednak jestem normalna ;P
Podobało mi się za to, jej skwitowanie na odchodne: - No w sumie czego się dziwię? Przecież cyferki...One wymagają skupienia ;)

Wrażenie drugie: mimo, że jestem najmłodsza (jeszcze się dziwuję?), to jakoś nikt nie daje mi odczuć, że jestem  głupiutką małolatą...Owszem robię multum błędów, ale jakoś nikt się jeszcze o nie "nie czepia", a wręcz przeciwnie- co po niektóre osoby dzielnie mnie dopingują, 3mają kciuki i powtarzają n-ty raz: Nie przejmuj się, pytaj się o wszystko, dasz radę...itepe. itd., a przy tym szczerze i szeroko się uśmiechają ;D

Co jeszcze na koniec? Powiem, że wiele rzeczy mnie zadziwia. Już nie wspomnę o różnistych programach czy operacjach...Bo to też, ale  to - jest zrozumiałe...
Ale co innego - mniej oczywistego, a przy tym bardzo śmiesznego mogło mnie zadziwić?
Błagam, tylko się nie śmiejcie :D
Uwaga, uwaga: kalkulator z tasiemką! Pierwsze moje skojarzenie: dziecięca kasa fiskalna- taka wiecie przydatna przy zabawie w sklep! Wszystko mi przypasiło: tasiemka, dźwięk i w ogóle...
Szkoda tylko, że obsługa nie okazała się dziecinnie prosta...przynajmniej w moim wykonaniu...-najpierw cyfra potem to co chcesz z nią zrobić, odwrotnie niż normalnie, najpierw pisz potem licz....- powtarzałam jak mantrę... i tak dopiero w którymś dniu zajarzyłam;) chyba nie chcę wiedzieć co dziewczyny myślały, jak nawet przy odejmowaniu mi błędne wyniki wychodziły^^ No ale! Było minęło, prawda?
W końcu musiałam coś wykombinować, co nie?
Inaczej nie byłabym Niebieską Rybką..., ale ciii....

wtorek, 1 marca 2011

...Ryzyk, fizyk, meta(fizyk)...

W zamierzeniu miał być to optymistyczny, tryskający wprost energią wpis...
Jednak w świetle informacji, którą dziś uzyskałam, z nie lada opóźnieniem, niestety taki nie będzie ;/

Optymistyczna wersja miała głosić, że podejmuję pewne ryzyko, związane ze zmianą pracy (którą już znam) na coś zupełnie innego, ale za to w "zawodzie", że przecież to do odważnych świat należy, że "będzie dobrze", że prawdą jest, że to co dobre przychodzi niespodziewanie (hmm czyżby nowe prawo fizyki?? ;P)
I jeżeli udało się z pracą to może i w innych sferach- kto wtajemniczony wie co mam na myśli....
Miało być zakończenie, że wierzę, że mi się uda...

Teraz - nadzieja zwiała (dziwne, bo okien nie otwierałam) i zostaje multum pytań, obaw...
Zaczynam się zastanawiać, jak szybko przyjdzie mi pożałować dokonanego wyboru (tego czerwcowego i wczorajszego)??


A i jeszcze jedno. Zapewne doskonale znacie przysłowie: Umiesz liczyć...
Hmm, jeśli to prawda, to wiem że przegram ;/
I metą będzie zupełna klapa

sobota, 22 stycznia 2011

Znieczuloność ??

Wiem, wiem, znów dokonuję słowotwórstwa!
Cóż taka już jestem, jako że na co dzień nie mogę to choć tutaj trochę :P
Zaczynając prackę (a konkretnie mówiąc gdzie się dostałam), usłyszałam od kogoś, że przynajmniej uodpornię się na "krzywdę ludzką" czy coś w tym stylu.
Hmmm, chyba nie za bardzo się z tym zgodzę- może ten miesiąc z hakiem to jednak za mało?
Oczywista, są dni i klienci, którzy od razu wyprowadzą Cię z równowagi i masz ochotę wyjść z tego aparatu, stanąć obok tego kogoś, kto dzwoni i go udusić....no a przynajmniej przemówić do rozsądku w trochę inny sposób ;P (bo ile można słuchać, jak ktoś Ci "wpiera dziecko w brzuch", albo tłumaczysz jakąś błahostkę n-ty raz, bo Łoś nadal nie kuma)

Niemniej, zdarzają się również miłe rozmowy, gdzie usłyszysz prawdziwe, nieściemniane podziękowanie za pomoc, a nieraz nawet się spytają o imię, z nadzieją: że już zawsze w razie "w" będę z Panią rozmawiać ;D


Ale, powrócę może do meritum;) Jak to możliwe, że po iluś tam godzinach "na słuchawkach", mam jeszcze siłę uśmiechnąć się do starszej pani w busie, wskazać drogę komuś na ulicy, porozmawiać chwilę, a na koniec jeszcze: życzyć udanego wieczoru i wyrazić nadzieję, "że zdąży Pani na autobus", gdy tak naprawdę ludzie w około olali całą sytuację "Babuni w zielonej czapecce i okularami jak denka od butelek"?

piątek, 14 stycznia 2011

Zwykłość contra nienormalność :P

Oto takie dwa przymiotniki odnoszę często do siebie, gdy ktoś pyta o to: jaka jestem?
Ostatnio ktoś mi powiedział (może nawet pośrednio 2 osoby), że delikatnie rzecz biorąc jest to niemożliwe i muszę się na któryś z nich zdecydować, a nie tak żonglować jak mi przypasi :P

A ja im odpowiem- że według mej pokręconej teorii, jedno drugiego przecież nie wyklucza!
Oj, bo prawda jest taka, że jeśli chodzi np. o urodę, umiejętności czy coś w tym stylu, to jestem najzwyklejszą, najnormalniejszą szarą myszką (A może nawet poniżej normy? Kto to wie? Ale ok, już nie piszę, bo zaraz ktoś się odezwie, że nie powinnam sobie "jechać" :P).

Natomiast, jeśli weźmiesz pod uwagę moją "głupotkę", nieogarnięcie wielu tematów i śmiech w jak najmniej spodziewanym momencie oraz wręcz zagadywanie na śmierć, gdy wejdziesz przypadkiem na temat mojej pasji (tylko musisz go odnaleźć)  -to wtedy stwierdzisz, że w pełni normalna to ja zdecydowanie nie jestem ^^.

Jest ta notka wg Ciebie dziwna/ nieprawdziwa/ściemniana??
W sumie wiesz co?
Mało mnie to obchodzi! ;P-
-Jestem sobą! I ani myślę się zmieniać-
Więc albo zaakceptuj to, jaka jestem i baw się ze mną, w mym własnym świecie i koloruj  go ze mną tymi samymi kredkami. Albo myśl co chcesz, żyj jak chcesz, śmiej się ze mnie nawet, tylko nie twierdź, że posiadanie tych dwóch "cech" naraz jest niemożliwe!
Bo jestem tego żywym przykładem!

Ot taka zwykle nienormalna Dziewczyna.

Ps. I w sumie chyba  mi z tym dobrze;) Bo inna osoba z kolei stwierdziła, że zwykłość jest nudna.
Więc może zadając się ze mną nie będziesz jak jakiś wapniak?? :P