Słowa, słowa, słowa..
Słowa otaczają nas wszędzie: są w reklamach, spotach, filmach, książkach, rozmowach i...-w myślach...
Na każdym kroku.
Zabawne- że wiemy tyle o świecie: jak powstał (no w miarę), jak funkcjonuje, jak z nim wcześniej bywało...Wiemy co to przyroda, fizyka, związki chemiczne, biologia, fizjologia i lata świetlne...
O wielu tych rzeczach uczymy się w szkole. Do omówienia każdej potrzebne nam są właśnie one-
SŁOWA- ile wiemy o nich samych? W sumie - niewiele. Co prawda niekiedy zaglądamy do ich etymologii, zastanawiamy się co oznaczają, dla nas,dla innych (to w szczególności podczas nauki języków obcych), czasem używamy jakiś związków frazeologicznych, tak lubianych przez nauczycieli języka polskiego...Ale kiedy tak naprawdę zdarza się nam zastanawiać nad samymi słowami? Kiedy wypada je mówić, kiedy nie, jak może je zrozumieć/ odebrać rozmówca?
Nie pamiętam...
Nie pamiętam, ani jednej lekcji polskiego (bo chyba ten przedmiot wydaje mi się najbardziej do tego trafny), na którym byśmy się na ten temat zastanawiali. Tłumaczenie wierszy (i sławetne:
co autor miał na myśli?) owszem. Czytanie lektur, poznawanie składni, środków stylistycznych...Tak jest tego sporo...- Ale słowa?? -
Nigdy
A przecież to one mają
wielką moc: możemy manipulować, uszczęśliwiać, ranić...
Kiedy mamy się o nich nauczyć? Zwłaszcza tych ważnych...
Pozostaje nam spontaniczne, ad hoc odczuwanie, gdy życie nas do tego zmusza...
Ważne słowo na dziś:
Wybaczenie i jego czasownik -
wybaczać-
Zdaje się być tak poważne, górnolotne, jakby trochę nieosiągalne...
Mimo to od czasu do czasu stosowane...
Nieraz, gdy notabene chodzi o błahostkę...
Ale co właściwie oznacza dla nas? Dla osoby, która wybacza jak i dla tej, której się wybacza?
Czy jest to zwykłe: -
Przepraszam - Oj, nie masz za co, nic się nie stało?
Subiektywnie rzecz biorąc-
nie sądzę. Chyba każdy to instynktownie wie...
Wiecie co mnie zastanawia? Niby internet stał się skarbnicą wszystkiego, a ja nie znalazłam zbyt wielu stron z jakimś rzetelnym opracowaniem tematu...Inna sprawa to ta, że wszystkie znajdowały się na katolickich portalach- czy więc jest to słowo "zaklepane" tylko dla wierzących?
Chyba nie...
Po analizie pozwalam sobie stwierdzić, że wybaczenie tyczy się spraw niejako kardynalnych dla danego człowieka (np. nie prosimy o wybaczenie gdy zapomnieliśmy wyrzucić śmieci), a kto inny w ten czy inny sposób zawiódł nas swoją postawą...Więc nie jest to nieważne -prawda?
Dlaczego wybaczamy? By powiedzieć sobie: jesteśmy zajebiści, lepsi od tej drugiej osoby???
Pewnie niektórzy...Ale niekiedy wybaczamy komuś, gdy ten nawet o tym nie wie...
Bo chcemy naprawić relacje? Możliwe, ale co z sytuacją, gdy wybaczamy, ale już nie chcemy mieć z daną osobą nic wspólnego?
Dlaczego dajemy kolejny kredyt zaufania?
Może dlatego, że nie wiemy czy kiedyś kogoś nie zraniliśmy (a skoro nie wiemy to jak przeprosić?) i mamy nadzieję, że sam nam wspaniałomyślnie wybaczył i nie chowa urazy? Bo chyba nikt nie chce, żeby inni sądzili o nim, że jest nieczułym draniem...
Bo wybaczenie- jest chyba po prostu przyznaniem innym prawa do błędu i patrzeniem w przyszłość, a nie w przeszłość (bo to drugie- co właściwie przyniesie? tylko się nakręcamy:
ojej jak mi źle...).
Komu prościej wybaczyć? Komuś w miarę obojętnemu czy wręcz przeciwnie bardzo bliskiemu?
Tu już zdania są bardzo podzielone...
Według mnie chyba więcej nas kosztuje wybaczenie najbliższym...Rzekłbyś: Jak to? Przecież na nich najbardziej nam zależy, więc nie powinno być problemu (patrz: chęć naprawienie relacji). Odpowiem: Masz 100% rację, ale zauważ również, że to oni najbardziej nas znają i dlatego najbardziej się na nich zawodzisz, gdy zrobią coś nie tak...
Wyobraź sobie, że Twoja żona/matka/ojciec/ktoś po prostu najbliższy zataja coś przed Tobą przez szereg lat, Ty dowiadujesz się od osoby trzeciej...Boli prawda? Jak znaleźć w sobie siłę na wybaczenie?
Tak proszę Państwa, przebaczanie nie jest dla słabych (wbrew obiegowej opinii: wybaczasz bo się boisz, tchórzysz).
Wiesz komu najtrudniej wybaczyć? Sobie...Gdy wiesz, że zawiodłeś...że zrobiłeś krzywdę komuś, komu chciałbyś zrobić przykrość na ostatnim miejscu w kolejce (wszystkich, tylko nie jego..)
Dlaczego? Często ofiara już dawno przestała chować urazę, ale Ty wciąż się tym martwisz:
Ok, wybaczył/wybaczyła mi, zrobiłem/zrobiłam coś, aby przeprosić ale...Ale jak w ogóle mogłem/ mogłam do tego dopuścić?
Dlatego nie tylko wybaczać, ale również uzyskać przebaczenie jest rzeczą trudną.
Mieliście kiedyś tak, że
wybaczyliście, minęło sporo czasu, a i tak to wraca? To uczucie bólu, rozterki... Ja tak...
Kiedyś martwiłam się: O Boże, jaki ze mnie człowiek? Mówiłam, że wybaczam, a wciąż pamiętam, wciąż boli...Jak to możliwe? Nie powinnam zapomnieć?
Dziś wiem, bo czuję to instynktownie (a w poszukiwaniach natknęłam się na jeden bardzo ważny cytat), że nie mam się czym martwić...
"jakie znaczenie miałoby więc przebaczenie, jeśli można by zapomnieć krzywdę? Nie byłoby potrzebne. Nie można przebaczyć nie będąc świadomym doznanej krzywdy i, zważywszy, że ocena przeszłości jest równoznaczna z pamięcią o niej, nie ma zgodności między przebaczeniem a zapomnieniem. Pamiętanie o krzywdzie jest zatem bolesnym, lecz koniecznym warunkiem przebaczenia"